Autor „Granic wzrostu”: Nic już nie poradzimy

Dennis Meadows„Zmiany, których będziemy świadkami w ciągu najbliższych kilkunastu lat, będą większe niż te, które zaszły w całym wieku XX.”

Autor cytowanej wypowiedzi Dennis Meadows jest profesorem emeritusem zarządzania systemowego i byłym dyrektorem Instytutu Badawczego Nauk Strategicznych i Społecznych przy Uniwersytecie New Hampshire, ponadto ukończył studia chemiczne w Minnesocie i ekonomiczne w legendarnym Instytucie Technologicznym w Massachusetts [MIT]. Stał na czele zespołu MIT, który w 1972 roku opracował na zlecenie międzynarodowego zespołu eksperckiego Klub Rzymski najważniejszą pracę badawczą lat 70. pt. „Granice wzrostu”. Analitycy wykorzystali komputery do budowy modeli prognozujących możliwe scenariusze przyszłości cywilizacji przemysłowej w oparciu o aktualne trendy wzrostu populacji i konsumpcji surowców. Uwzględnili też różne poziomy produktywności rolniczej, kontroli urodzin oraz wysiłków w ramach ochrony środowiska. Wydrukowano 12 milionów kopii raportu i rozpowszechniono w 37 językach. Przekaz był jednoznaczny: przy zachowaniu status quo, czyli konsumpcji wykraczającej poza pojemność środowiskową planety, przed rokiem 2030 można spodziewać się gospodarczego upadku i rozpoczęcia gwałtownej redukcji populacji.

Profesor Meadows dokonał rewizji głównego modelu World3 z „Granic wzrostu” uzupełniając go o nowe dane w 1994, 2004 i 2012 roku. Uzyskane wyniki nie tylko potwierdziły zdumiewającą trafność konkluzji wyjściowej analizy, ale pokazały, że prognoza była zbyt optymistyczna i cywilizacja przemysłowa zmierza do katastrofy szybciej, niż się spodziewano.

Oto fragmenty wywiadów z Dennisem Meadowsem z 2012 roku. Opracowanie wieńczą wypowiedzi profesora z konferencji „Era ograniczeń”, która odbyła się w maju 2014, oraz wyniki powtórnej analizy ustaleń „Granic wzrostu” przeprowadzonej przez badaczy Uniwersytetu w Melbourne i opublikowanej we wrześniu 2014.

Konfrontujemy się obecnie z kryzysem bezrobocia, kryzysem żywnościowym, globalnym kryzysem finansowym i gospodarczym oraz globalnym kryzysem ekologicznym. Każdy z nich jest ostrzeżeniem, że dzieje się coś niedobrego. Co dokładnie?

Dennis Meadows: W „Granicach wzrostu” z 1972 roku stwierdziliśmy – i nadal jest to prawdą – że na planecie z ograniczonymi zasobami nieograniczony fizyczny wzrost najzwyczajniej nie istnieje. Po przekroczeniu pewnego punktu wzrost ustaje. Albo go zatrzymamy poprzez zmianę naszego postępowania, albo powstrzyma go planeta. Z żalem muszę powiedzieć, że 40 lat później w zasadzie nie zrobiliśmy nic.

W rzeczywistości zrównoważona przyszłość – zgodna z wyobrażeniami większości ludzi – nie jest już możliwa. Nie zredukowaliśmy strumieni populacji, zanieczyszczeń, zużycia energii i surowców.

W 13 sporządzonych przez państwa scenariuszach koniec fizycznego wzrostu [cywilizacji] – mam na myśli wzrost liczby ludności, produkcji żywności i innych artykułów, które konsumujemy – zaczyna się w pierwszej połowie XXI wieku. Czy kryzys finansowy jest tego częścią?

Nie można porównywać naszej obecnej sytuacji w ten sposób. Załóżmy, że mamy raka i wywołuje on gorączkę, bóle głowy i inne dolegliwości. Ale to nie one są prawdziwym problemem, tylko nowotwór. Jednakże staramy się leczyć objawy. Nikt nie wierzy, że rak jest w ten sposób eliminowany. Zjawiska takie jak zmiana klimatu i głód są jedynie objawami choroby Ziemi, które nieuchronnie prowadzą do końca wzrostu.

Rak jako metafora niekontrolowanego wzrostu?

Tak. Zdrowe komórki w pewnym momencie przestają rosnąć. Komórki nowotworowe rozmnażają się, aż spowodują śmierć organizmu. Wzrost populacji lub gospodarki zachowuje się dokładnie tak samo. Istnieją tylko dwa sposoby, aby zmniejszyć wzrost ludzkości: redukcja liczby urodzeń lub zwiększenie śmiertelności. Który by pan wybrał?

Nikt nie chce decydować.

Ja także. Zresztą i tak utraciliśmy już możliwość wyboru. Dokona go nasza planeta.

W jaki sposób?

Pozostańmy przy diecie. Skalkulujmy ilość żywności na osobę od lat 90. Produkcja rośnie, ale liczba ludności rośnie szybciej. Za każdą kalorią żywności na naszym talerzu jest dziesięć kalorii paliw kopalnych lub ropy wykorzystywanej przy jej produkcji, transporcie, magazynowaniu, przygotowaniu i usuwaniu. Im mniej rezerw taniej ropy i paliw kopalnych, tym wyższe ceny żywności.

Zatem nie jest to tylko problem dystrybucji?

Oczywiście, że nie. Jeśli podzielimy żywność sprawiedliwie, nikt nie będzie głodował. Ale faktem jest, że jej produkcja wymaga paliw kopalnych, takich jak ropa, gaz i węgiel. Ale ich zasoby są na wyczerpaniu. Eksploatacja nowych złóż ropy i gazu łupkowego nie ma znaczenia – przekroczyliśmy szczyt wydobycia ropy [Peak Oil] i gazu. Oznacza to ogromny nacisk na cały system.

Wszystkie znane nam surowce naturalne ulegają wyczerpaniu. Można się tylko domyślać, gdzie nas to zaprowadzi. Istnieje zbyt wiele gdybania w odniesieniu do przyszłości: gdyby ludzie byli mądrzejsi, gdyby nie było wojny, gdybyśmy dokonali technologicznego przełomu etc. Już teraz nie możemy sobie poradzić z naszymi problemami, a wraz z upływem czasu będą się tylko nasilać.

Winny jest nasz sposób prowadzenia interesów?

Nasz system gospodarczy i finansowy jest narzędziem, które opracowaliśmy i które odzwierciedla nasze cele i wartości. Ludzie nie martwią się o przyszłość, koncentrują się wyłącznie na problemach bieżących. Dlatego mamy tak poważny kryzys zadłużenia. Dług jest przeciwieństwem obawy o przyszłość. Każdy, kto zadłuża się mówi: Nie obchodzi mnie to, co się stanie. A gdy dla wielu ludzi przyszłość nie ma znaczenia, tworzą system gospodarczy i finansowy, który niszczy przyszłość. Możesz go sobie dostrajać i reformować. Tak długo, jak wartości ludzi pozostaną bez zmian, system będzie trwał nadal. Jeśli dasz pewnemu człowiekowi młotek, a on zabije nim sąsiada, zmiana młotka w niczym nie pomoże. Nawet bez tego narzędzia osoba ta pozostaje potencjalnym mordercą.

Dlaczego tak trudno jest ludziom i polityce przejść od wzrostu opartego na ilości do wzrostu bazującego na jakości?

Decydentami, którzy byli niezwykle skuteczni w wytwarzaniu i zarządzaniu wzrostem ilościowym, są osoby, które w ciągu ostatnich dziesięcioleci doszły do władzy przez organizacje rządowe i korporacyjne. Teraz ci dominujący decydenci nie chcą uznać, że sytuacja uczyniła ich wiedzę i umiejętności mniej istotnymi. Negują potrzebę przejścia do celów jakościowych. Ponadto opracowaliśmy szereg systemów danych ekonomicznych oraz systemów wspomagania decyzji, które pośrednio za cel biorą wzrost ilościowy. Zatem liczby, na których się skupiamy, prowadzą nas do fizycznej ekspansji.

Problemy globalne utrzymują się, ponieważ wysyłanie sygnałów alarmowych do głównych decydentów powierzyliśmy systemom gospodarczym, które koncentrują się na kwestiach krótkoterminowych, ignorując długoterminowe i środowiskowe „skutki uboczne”.

Satysfakcjonujące cele wzrostu ilościowego mogą być źródłem ogromnych zysków dla organizacji, które reklamują się w mediach. Satysfakcjonujące cele jakościowe nie oferują tego samego potencjału zysku, przynajmniej w krótkim terminie. Zatem reklamy stymulują wzrost fizyczny. Jesteśmy w kieracie, który obraca się coraz szybciej, ale prowadzi donikąd. Aby wytworzyć coraz większą ilość dóbr fizycznych, ludzie, kultura i środowisko zostały zdegradowane w sposób uniemożliwiający im zapewnienie satysfakcji jakościowej, którą dawały niegdyś. Aby zastąpić te utracone wartości – spokój, wspólne obcowanie, piękno, zdrowe środowisko itp. – konsumujemy coraz więcej dóbr fizycznych. A to degraduje nasze środowisko i kulturę jeszcze bardziej.

Systemy, które organizują współistnienie ludzi, przychodzą i odchodzą.

Ale człowiek pozostaje taki sam. W USA mamy system, w którym normą jest, aby nieliczni byli obscenicznie bogaci, a liczni cholernie biedni, głodowali nawet. Jeśli uznajemy taki stan rzeczy za dopuszczalny, nie pomaga to zmienić systemu. Wartości dominujące przynoszą niezmiennie ten sam wynik. Wartości te znajdują dobitne odzwierciedlenie w zmianie klimatu. Kogo ona obchodzi?

Europę?

Chiny, Szwecja, Niemcy, Rosja, Stany Zjednoczone mają różne systemy społeczne, ale w każdym z tych krajów emisje CO2 rosną, ponieważ ludzie naprawdę mają to gdzieś. W zeszłym roku wyprodukowaliśmy więcej dwutlenku węgla niż przez całą dotychczasową historię ludzkości. A wszyscy deklarują chęć jego redukcji.

Co jest nie tak?

Darujmy sobie szczegóły. Podstawowy wzór na zanieczyszczenie CO2 składa się z czterech elementów. Po pierwsze mamy liczbę ludzi na Ziemi. Mnożymy ją przez kapitał na osobę – jak wiele aut, domów i krów przypada na człowieka – czyli standard ziemskiego życia. To z kolei mnożymy przez współczynnik zużycia energii na jednostkę kapitału, czyli ile energii potrzeba do wyprodukowania samochodów, zbudowania domów i nakarmienia krów. I wreszcie mnożymy to wszystko przez ilość energii pozyskanej ze źródeł kopalnych.

W przybliżeniu 80 do 90 procent.

W przybliżeniu. Jeśli chcesz zmniejszyć ciężar CO2, łączny wynik tego mnożenia musi zmaleć. A co faktycznie robimy? Staramy się zmniejszyć udział energii z paliw kopalnych używając w większym zakresie źródeł alternatywnych, takich jak wiatr i energia słoneczna. Następnie dokładamy starań, aby bardziej wydajnie wykorzystywać energię poprzez izolację domów, optymalizację silników itd. Pracujemy wyłącznie nad aspektami technicznymi, ale zaniedbujemy całkowicie współczynnik zaludnienia i jesteśmy przekonani, że nasz standard życia jest coraz lepszy, a przynajmniej pozostaje taki sam. Ignorujemy liczebność populacji i społeczne elementy równania skupiając się całkowicie na rozwiązaniu problemu od strony technicznej. Zatem poniesiemy porażkę, ponieważ wzrost standardów życia i liczebności populacji jest znacznie większy niż oszczędność na wydajności i alternatywnych źródłach energii. Dlatego emisje CO2 będą rosły nieprzerwanie. Nie można było rozwiązać problemu zmiany klimatu bez uwzględniania istotnych czynników społecznych.

Oznacza to, że Ziemia bierze sprawy w swoje ręce?

Katastrofy są sposobem na rozwiązanie wszystkich problemów naszej planety. Ze względu na zmianę klimatu topnieją pokrywy lodowe, które powodują wzrost poziomu mórz. Szkodliwe gatunki rozprzestrzeniają się na obszarach, gdzie ich naturalni wrogowie są w niedostatecznej liczbie. Wzrost temperatury prowadzi do potężnych wiatrów i burz, które z kolei wpływają na opady deszczu. Zatem więcej powodzi, więcej susz.

Na przykład?

Grunty, na których rośnie obecnie 60 procent pszenicy Chin, będą zbyt suche, aby je uprawiać. Na Syberii warunki będą bardziej sprzyjające. Nastąpi masowa migracja z Chin na Syberię. Ile razy mówiłem już o tym ludziom na wykładach w Rosji? Starsi Rosjanie byli zaniepokojeni. Przedstawiciele młodej elity ograniczali się do następującego komentarza: Kogo to obchodzi? Po prostu chcę być bogaty.

Co należy zrobić?

Znajdujemy się w okresie, który wymaga dramatycznej transformacji praktycznie wszystkiego. Obecny system jest dysfunkcyjny. Nie powstrzymał zmiany klimatu, nie zapobiegł kryzysowi finansowemu. Rządy starają się rozwiązać swoje problemy poprzez drukowanie pieniędzy, co prawie na pewno w ciągu kilku lat przyniesie bardzo wysoką inflację. To bardzo niebezpieczna faza. Wiem tylko, że kiedy w niepewnych czasach człowiek ma wybór pomiędzy wolnością i porządkiem, wybiera porządek. Porządek niekoniecznie jest prawy i sprawiedliwy, ale życie jest w miarę bezpieczne, pociągi kursują na czas…

Czy obawia się pan kresu demokracji?

Widzę dwa trendy. Z jednej strony mamy dezintegrację państw na mniejsze jednostki, chociażby regiony takie jak Katalonia, a z drugiej strony silne, scentralizowane mocarstwo. Nie państwo, ale faszystowskie połączenie przemysłu, policji i wojska. Demokracja jest rzeczywiście bardzo młodym eksperymentem społeczno-politycznym. I obecnie nie istnieje. Wytworzyła kryzysy, z którymi nie jest w stanie sobie poradzić. Demokracja obecnie nie wnosi nic z punktu widzenia przetrwania. System runie od wewnątrz, a nie z powodu zewnętrznego wroga.

Mówi pan o „tragedii wspólnego pastwiska”.

Jest to podstawowy problem. Jeśli w danej wsi wszyscy pasą krowy na bujnej łące – zwanej w Starej Anglii „wspólnotową” – korzyści krótkoterminowe osiągają przede wszystkim ci, którzy decydują się na posiadanie większej liczby krów. Ale jeśli potrwa to zbyt długo, trawa ginie, a wraz z nią wszystkie krowy.

Zatem mamy w tym wypadku porozumienie w sprawie możliwie najlepszego wykorzystania łąki. Szansa na demokrację w najlepszym wydaniu.

Być może. Ale jeśli system demokratyczny nie może rozwiązać tego problemu na poziomie globalnym, to prawdopodobnie wypróbuje dyktaturę. Chodzi w końcu o kwestie takie jak globalna kontrola populacji. Istniejemy na tej planecie od 300.000 lat i rządziliśmy na wiele różnych sposobów. Najbardziej udany i efektywny był system plemion lub klanów, a nie dyktatury i demokracje.

Technologia?

Technologia nie wynajduje się sama. Różne osiągnięcia były wynikiem wielu dekad ciężkiej pracy i ktoś musi za te programy zapłacić. Jednym wielkim źródłem pieniędzy jest wojsko. Innym są korporacje. Nie są zmotywowane rozwiązywaniem globalnych problemów – motywuje je zarabianie pieniędzy. Firmy farmaceutyczne w Stanach Zjednoczonych wydają więcej pieniędzy na zapobieganie łysieniu niż na zapobieganie zakażeniom HIV. Dlaczego? Bogaci łysieją, a biedni łapią HIV.

Poza tym technologia to tylko narzędzie. Jak już wspomniałem wszystkie narzędzia odzwierciedlają wartości i cele osób lub organizacji, które ją opracowują. Ze względu na to, że dominujące wartości i cele są krótkoterminowe, egoistyczne i skoncentrowane na wskaźnikach ekonomicznych nie ma żadnego sposobu na uniknięcie upadku.

Tymczasem cały świat swojego zbawienia upatruje w zrównoważonej, zielonej technologii.

To fantazja. Nawet jeśli uda nam się dramatycznie zwiększyć wydajność wykorzystania energii, zastosowanie źródeł odnawialnych, a także ponieść wiele bolesnych wyrzeczeń, aby ograniczyć konsumpcję, nie mamy żadnych szans na przedłużenie życia obecnego systemu. Produkcja ropy zmniejszy się w przybliżeniu o połowę w ciągu najbliższych 20 lat, nawet przy eksploatacji piasków bitumicznych i łupków roponośnych. Proces zachodzi zbyt szybko. Dyrektor Banku Światowego (ostatnio odpowiedzialny za światowy przemysł lotniczy) wyjaśnił mi, że problem Peak Oil [szczyt wydobycia ropy naftowej; przyp. tłum.] nie jest omawiany w jego instytucji, po prostu uchodzi za temat tabu. Ktokolwiek próbuje go podjąć, zostaje natychmiast zwolniony lub przeniesiony. W końcu Peak Oil niszczy wiarę we wzrost. Musiałbyś zmienić wszystko.

Zwłaszcza linie lotnicze są w dużym stopniu zależne od paliw kopalnych.

Otóż to. I dlatego era taniego masowego transportu lotniczego wkrótce się skończy. Będzie dostępny w nielicznych, większych krajach. Z dużą ilością pieniędzy możesz kupić energię i spowodować niedobory żywności. Ale nie ukryjesz się przed zmianą klimatu, która uderza w biednych i bogatych.

Niektóre kraje podejmują inicjatywy naprawcze…

Rozwiązania problemów powszechnych, które są wysuwane, mają charakter lokalny. Problemy globalne, których rozwiązanie zależy od wspólnych działań i wizji wielu narodów, nie zostały rozwiązane: zmiana klimatu, terroryzm, epidemie, rozprzestrzenianie broni jądrowej, wyczerpywanie ryb morskich i ropy naftowej.

Czy istnieje sposób, aby powstrzymać te tragiczne tendencje?

Należałoby zmienić naturę człowieka. Jesteśmy tak samo zaprogramowani jak 10.000 lat temu. Jeżeli jeden z naszych przodków mógł być zaatakowany przez tygrysa, on także nie martwił się o przyszłość, tylko o bieżące przetrwanie. Obawiam się, że z powodów genetycznych po prostu nie jesteśmy zdolni poradzić sobie ze zjawiskami takimi jak zmiana klimatu.

A co z zasobami nafty?

Rezerwy ropy szczupleją i są coraz droższe w eksploatacji. Zostaną wyczerpane. I pojawia się problem. Oto przykład: mam bogatą sąsiadkę. Jej rachunek za prąd pochłania powiedzmy 1 procent dochodu. Pewnego dnia uderza huragan Sandy i dom traci zasilanie. Czy jakość życia sąsiadki spadnie o 1 procent? Nie. Jedzenie zepsuje się, światła pozostaną wyłączone, praca będzie niemożliwa. To katastrofa. Proszę się rozejrzeć wokoło. Krzesła, okna, światła – wszystko jest tu z jednej przyczyny: korzystamy z taniej energii.

Czy koncerny nie zareagują na szczuplejące zasoby innowacjami, aby utrzymać swoją rentowność?

Źródłem dużych zmian nie jest przemysł. Przykładem jest iPhone. Kto go zrobił? Nie Nokia, nie Motorola, ani żaden z innych renomowanych producentów telefonów komórkowych. Przyszedł z Apple’a, firmy spoza branży. Takich przykładów jest bardzo wiele.

A co z obszarami, które są kontrolowane i regulowane prawnie przez państwo?

Z nimi jest jeszcze gorzej. Nasza historia rybołówstwa pokazuje, że niszczymy ekosystemy mórz. Atmosferę wykorzystujemy jako bezpłatne wysypisko odpadów przemysłowych. Nikt nie ma motywacji, aby je chronić.

Czy pragnienie przetrwania nie jest dostateczną motywacją?

Jak już wspomniałem, istnieją dwa rodzaje dużych problemów. Jeden z nich nazywam „problemami powszechnymi”, drugi „problemami globalnymi”. Oba dotykają każdego z nas. Różnica jest następująca: problemy powszechne mogą zostać rozwiązane lokalnie przez małe grupy ludzi, ponieważ nie muszą oglądać się i czekać na innych. Możesz poprawić jakość powietrza w Hanowerze nie czekając na podobne działania Pekinu czy Meksyku. Jednakże problemów globalnych nie da się rozwiązać w jednym miejscu. Nie ma żadnych szans, aby Hanower uporał się ze zmianą klimatu lub powstrzymał proliferację broni jądrowej. Aby tak się stało, zdecydowane kroki muszą podjąć ludzie w Chinach, USA i Rosji. W kwestii problemów globalnych nie zrobimy żadnego postępu.

Ale proszę sobie wyobrazić, jakie zyski stałyby się udziałem wynalazcy nowej, czystej i niewyczerpanej energii.

Mam nadzieję, że nie mówimy o kontrolowanej syntezie termojądrowej, bo to bzdura. Nawet gdybyśmy odkryli nowe, ważne źródło energii, minęłyby dziesiątki lat zanim odczulibyśmy jego wpływ. Nawet gdyby nie było żadnego oporu ze strony grup interesów, załamania środowiskowego i klimatycznego oraz ceny w postaci bankructwa mnóstwa ludzi – nadal zajęłoby to mnóstwo czasu. Zatem jeśli ktoś mówi, że technologia jest w stanie natychmiast nas uratować, najzwyczajniej nie ma pojęcia, w jaki sposób technologia jest rozwijana.

Załóżmy, że ma pan rację i upadek nadejdzie. Jak będzie wyglądać?

W różnych miejscach będzie przebiegał inaczej. Niektóre kraje już znajdują się w stanie upadku, a ludzie nawet tego nie zauważają. Prawie miliard osób przymiera dzisiaj głodem, a tutaj nikt tego nie dostrzega. I jest jeszcze problem z prędkością: różnica między schyłkiem i upadkiem sprowadza się do szybkości przebiegu. Bogaci mogą wykupić się z wielu opresji. Koniec paliw kopalnych będzie przebiegał stopniowo. Ale zmiana klimatu i tak uderzy w kraje uprzemysłowione bez względu na pozostałe okoliczności. Zapis geologiczny wyraźnie demonstruje, że globalna temperatura nie wzrasta w sposób liniowy. Skacze. Kiedy tak się stanie, upadek nastąpi natychmiast. Oczywiście to nic nowego. Społeczeństwa powstają i upadają od wielu tysięcy lat.

ASPOW 2006 roku Dennis Meadows wystąpił na konferencji ASPO w Pizie. Nie przepada za podawaniem dat, ale po dłuższej perswazji uległ. Stwierdził, że data upadku – rok 2030 – prognozowana przez modele z 1972 okazała się zbyt optymistyczna. Wykładniczy wzrost populacji i wykorzystania zasobów przebiega szybciej i ramy czasowe przesunęły się w okolice roku 2020.

Podczas konferencji „Era ograniczeń”, która odbyła się w maju 2014, potwierdził, że prawdopodobny przedział czasowy to lata 2015-2020.

Komentarz Dmitra Orlova na temat prezentacji Dennisa Meadowsa podczas tegorocznej konferencji:

Dennis z powodzeniem przewidział upadek cywilizacji przemysłowej cztery dekady temu. Z powodzeniem, ponieważ model, który zaprezentował w 1972 roku, w zdumiewający sposób pokrywa się z obserwacjami. Od tamtej pory zgromadził kilka ogromnych pudeł artykułów, które próbowały obalić jego twierdzenia, oraz niepozorną stertę tekstów, które przyznały, że miał rację. Nawet w nauce prawidłowa odpowiedź nie jest drogą do uznania, jeśli prawda jest sprzeczna z dominującym paradygmatem (nieograniczonego gospodarczego wzrostu na planecie z ograniczonymi zasobami).

Dennis niechętnie przystał na udział w tej konferencji. Wycofał się już z dyskusji na temat Klubu Rzymskiego i znalazł bardziej radosne sposoby na spędzanie wolnego czasu. Ale zdawał się być zadowolony z wyniku mówiąc, że po raz pierwszy zetknął się z publicznością, której nie trzeba było przekonywać. Dzięki temu więcej czasu poświęcił na dodanie kilku szczegółów, które moim zdaniem są niezwykle istotne – wśród nich był fakt, iż jego model World3 jest dokładny tylko do czasu osiągnięcia szczytów [wydobycia, zużycia, ekspansji etc.]. Kiedy nastąpią (w latach 2015-2020), wydarzenia potoczą się lawinowo w sposób nieprzewidywalny: po przekroczeniu tego punktu zdolność predykcyjna modelu, przestanie być użyteczna, ponieważ założenia, na których się opiera, utracą swe znaczenie.

Podczas konferencji Meadows zauważył również, że w 1972 roku wykorzystywaliśmy około 85% pojemności środowiska Ziemi, dzisiaj wykorzystujemy 160%. Odkładanie w czasie powrotu do bytowania w granicach planetarnego środowiska z każdym miesiącem osłabia zdolność Ziemi do tolerowania naszej obecności.

Powodem naszego braku reakcji na zmianę klimatu nie jest brak lepszych modeli, powiedział. Ludzi po prostu zmiana klimatu nie obchodzi. Nasze epitafium?

Meadows opisał pięć powodów, które sprawiają, że jest zbyt późno, aby osiągnąć zrównoważony rozwój.

* Dyskurs publiczny ma trudności z subtelnym, warunkowym przekazem.

* Zwolennicy wzrostu zmieniają uzasadnienie swojego paradygmatu, nie zmieniają samego paradygmatu.

* Globalny system wyszedł daleko poza pojemność środowiska.

* Zachowujemy się tak, jakby zmiana technologiczna mogła zastąpić zmianę społeczną.

* Horyzont czasowy naszego systemu jest zbyt krótki.

W 1972 roku możliwe były dwie opcje w odniesieniu do przyszłego kursu cywilizacji – „przerośnięcie” [przekroczenie pojemności środowiska Ziemi] lub zrównoważony rozwój, powiedział Meadows. Pomimo niezliczonych konferencji i komisji poświęconych zrównoważonemu rozwojowi, świat zdecydował się na „przerośnięcie”. Dwunożne, łyse małpy zrobiły to, co zawsze. Zdominowały i podporządkowały sobie Ziemię. W obliczu nieodpartych dowodów zbliżającego się egzystencjalnego zagrożenia sformułowały wykręty i podjęły próbę przebrnięcia.

Globalna cywilizacja będzie jedną z wielu ofiar klimatu i Matki Natury – zmiany pędzą w naszą stronę w tempie przekraczającym wszelkie porównywalne przeobrażenia z ostatnich 3 milionów lat [Badanie opublikowane 4 stycznia 2016 r. w Nature Geosciences ustaliło, że tempo dzisiejszych zmian środowiskowych nie ma precedensu w historii Ziemi; przyp. tłum.]. Tym razem zmiana będzie dłuższa i głębsza. Fundamentalnie zaburzyliśmy planetarne cykle azotu, dwutlenku węgla i potasu. Ziemia prawdopodobnie nigdy nie przywróci ekosystemu, w którym będą mogły żyć dwunożne ssaki z mózgiem o dwóch półkulach. Z całą pewnością nie będzie to możliwe przez miliony lat. [Badanie zamieszczone 9 lutego 2016 r. w Nature Communications odkryło, że wzrost stężenia gazów cieplarnianych w atmosferze, takich jak CO2, może zniszczyć zdolność Ziemi do utrzymania życia; zgodnie z wynikiem analizy przedstawionej 13 listopada 2018 r. w Scientific Reports nagła zmiana klimatu doprowadzi do zagłady większości ziemskich organizmów; przyp. tłum.]

University of Melbourne„Granice wzrostu” miały rację. Nowa analiza pokazuje, że zbliżamy się do upadku [The Guardian, 2.09.2014]

Badanie Uniwersytetu w Melbourne ustaliło, że prognozy przedstawione 40 lat temu w książce [„Granice wzrostu”] są trafne. Wygląda na to, że pierwsze stadia schyłku już się rozpoczęły. Globalny kryzys finansowy 2007-2008 i nieprzerwana gospodarcza zapaść mogą być zwiastunem surowcowych ograniczeń. Pogoń za bogactwem materialnym doprowadziła do niezrównoważonych poziomów zadłużenia, a wyższe ceny żywności i ropy przyczyniły się do bankructw i globalnego kryzysu finansowego. Najpewniej rezultatem [granic wzrostu] będzie nagły i niekontrolowany schyłek zarówno populacji, jak i zdolności produkcyjnej. Jest już raczej za późno, aby przekonać światowych polityków i bogate elity do obrania innego kursu. Nadszedł czas, aby reszta z nas pomyślała o tym, jak zabezpieczyć się przed niepewną przyszłością. […]

Modele „Granic wzrostu” przewidziały upadek ZSRR [Resource Crisis, 24.08.2015]

ZSRR i Rosja w systemie globalnym

„ZSRR i Rosja w systemie globalnym”

W swoim wykładzie wygłoszonym w Rosji profesor Dennis Meadows przytoczył mało znany fakt. W latach 80. minionego stulecia zespół Wiktora Gelowaniego, autora książki pt. „ZSRR i Rosja w systemie globalnym”, dostosował do Związku Radzieckiego model świata wykorzystany w „Granicach wzrostu” i uruchomił go; wynik nie pozostawił wątpliwości – imperium zmierzało w stronę upadku. Badacz udał się zatem do przywódców kraju i powiedział, „Moja prognoza pokazuje, że nie ma innej opcji: musicie zmienić strategię polityczną.” Jeden z liderów odparł: „Nie, istnieje jeszcze jedna opcja: może pan zmienić swoje prognozy.”

Anegdota została potwierdzona przez Eglė Rindzevičiūtė, która przedstawiła tę historię szczegółowo w swoim doskonałym artykule z 2015 roku pt. „Ku wspólnej przyszłości poza ‚żelazną kurtyną’: Polityka Wschodu i Zachodu w kwestii modelowania globalnego”. Okazuje się, że nie jest prawdą, iż „Granice wzrostu” zostały zignorowane w Związku Radzieckim, choć podobne wrażenie mogą sprawiać dokumenty dostępne na Zachodzie. Badanie przetłumaczono na język rosyjski, mimo że dystrybucja przekładu objęła bardzo wąskie kręgi (wywołując przy okazji intensywne zainteresowanie na czarnym rynku, co Rindzevičiūtė opisuje na str. 6). Kilkoro radzieckich naukowców znało tę pracę bardzo dobrze, miało kontakty z jej autorami, niektórzy z nich podjęli nawet poważne starania celem ostrzeżenia włodarzy mocarstwa przed nadchodzącą katastrofą.

Przywódcy sowieccy mogli uznać „Granice wzrostu” za użyteczne narzędzie planowania. Zasadniczo dysponowali sposobami, by wprowadzić w życie zalecenia wynikające z modeli i uniknąć upadku. Jednakże tak się nie stało. Reakcja przywództwa radzieckiego była taka sama, jak na Zachodzie: liderzy byli całkowicie przywiązani do koncepcji „wzrostu za wszelką cenę” i skutecznie opierali się zmianom. Zatem ostrzeżenie zostało zlekceważone po obu stronach ‚żelaznej kurtyny’.

Okazało się, że upadek ZSRR miał charakter systemowy (spisek zachodnich służb wywiadowczych nie odegrał znaczącej roli); sektor produkcyjny gospodarki nie zdołał udźwignąć ogromnych wydatków wojskowych i biurokratycznych, pojawiły się niedobory energii. Przykład ten potwierdza potencjał prognostyczny modelu świata „Granic wzrostu”: trzy dekady temu zdołał przewidzieć klęskę dużego fragmentu globalnej gospodarki.

Elity polityczne, finansowe i gospodarcze zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie nie wyciągnęły z tej lekcji żadnych wniosków.

Badanie: Utrzymanie wzrostu PKB na dłuższą metę jest niemożliwe [PLOS One, 14.10.2016]

Analiza opublikowana 14 października 2016 na łamach PLOS One wykazała, iż wzrost gospodarczy jest całkowicie uzależniony od „wzrostu zużycia materiałów i energii”. Główny autor James D. Ward ze Szkoły Środowisk Naturalnych i Zbudowanych (School of Natural and Built Environments) Uniwersytetu Południowej Australii zakwestionował koncepcję decouplingu (ang. oddzielenie) wzrostu PKB od wpływu na środowisko. „Złudzenie decouplingu”, jak napisali członkowie zespołu badawczego, podtrzymywane jest za pomocą następujących, wprowadzających w błąd technik: zastępowanie jednego zasobu naturalnego innym; finansyzację PKB, czyli zwiększanie „przepływów pieniężnych” poprzez tworzenie nowego długu bez zwiększania przyrostu zasobów i energii (tzw. „rozluźnienie ilościowe”); eksport destrukcji środowiska do innych krajów lub regionów, aby można było wyłączyć ją z obliczeń. Rosnąca nierówność dochodów i bogactwa pozwala na wzrost PKB, z którego korzysta niewielka grupa rynkowych beneficjentów, podczas gdy większość pracowników doświadcza spadku realnego dochodu – innymi słowy, bogata mniejszość monopolizuje największy odsetek wzrostu PKB, lecz nie zwiększa poziomu konsumpcji odpowiednim zapotrzebowaniem na energię i materiały. Badacze przetestowali wymienione czynniki tworząc nowy model ekonomiczny celem sprawdzenia, w jakim stopniu pokrywa się on z danymi. Wynik: dalszy wzrost PKB „nie może być wiarygodnie oddzielony od wzrostu zużycia materiałów i energii, co unaocznia kategorycznie, iż wzrostu PKB nie da się utrzymać bez końca”.

Analiza: Gospodarka globalna kurczy się; nie oczekujmy poprawy gospodarczej i naftowej

Geolog naftowy Art Berman opublikował 3 września 2020 r. bodaj najbardziej wszechstronną analizę historyczną ropy naftowej i jej związku z gospodarką pt. Nie oczekujmy poprawy gospodarczej i naftowej. Oto uproszczone jej streszczenie: w ostatnim czasie spadła zarówno podaż, jak i popyt na ropę; popyt na ropę zmniejszył się bardziej niż podaż – sytuacja ta ma miejsce mimo rekordowej w dziejach kwoty zadłużenia stworzonego w celu stymulowania gospodarki; światowa gospodarka kurczy się; ten trend zaistniał przed uderzeniem pandemii; pojawianie się wirusa nie było przyczyną, a jedynie czynnikiem przyspieszającym; problem pojawił się w 1974 r., kiedy to ceny ropy wzrosły powyżej poziomu, który umożliwiał wzrost gospodarki bez przyspieszającego wzrostu zadłużenia; wydobywanie ropy kosztuje coraz więcej; problem ma charakter geologiczny i termodynamiczny – nie ma zatem rozwiązania i będzie się pogarszał. Najwyraźniej żaden z liderów politycznych, intelektualnych czy biznesowych nie rozumie najważniejszego czynnika (energia) wywierającego wpływ na to, na czym zależy mu najbardziej (wzrost gospodarczy).

Wpis powiązany tematycznie: Ukrywanie „granic wzrostu” przez finansowych iluzjonistów dobiegło końca, Wizje przyszłości, Granice wzrostu: Jak mamy zareagować?”

Tłumaczenie: exignorant

Ten wpis został opublikowany w kategorii Kluczowe badania i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.