Ostatni rozdział rozbioru Afryki

Skrót wywiadu z Maurice’m Carney’em, współzałożycielem i dyrektorem wykonawczym organizacji Przyjaciele Konga.

Koszmaru ciąg dalszy

Maurice Carney: „Zainteresowanie”, jakie Afryce okazują mocarstwa, nie słabnie od blisko 500 lat. Zapoczątkował je handel niewolnikami. Miliony Afrykańczyków uprowadzono, by zasilić nimi projekt kapitalistyczny w tzw. Nowym Świecie. Później przyszła kolej na Konferencję Berlińską (1884–1885). W jej trakcie europejscy hegemoni ustalili granice sfer swoich wpływów na kontynencie.

Wydarzenia, których jesteśmy świadkami, są ostatnią odsłoną drapieżnej eksploatacji Czarnego Lądu przez rywalizujące państwa oraz równoczesnej walki o wyzwolenie i samostanowienie, prowadzonej przez jego [młodych] mieszkańców. W przeciwieństwie do sytuacji z końca XIX w. dzisiejsza Afryka składa się z narodów realizujących własne interesy. Problemem pozostaje ich zjednoczenie, bez którego konkurowanie z resztą świata jest wykluczone.

Normą stało się postrzeganie kontynentu z zewnątrz. Biały Dom mówi wprost, że jest on krajobrazem rywalizacji potęg gospodarczych – w szczególności USA, Chin i Rosji. Wypadałoby przestawić pryzmat, by zobaczyć, jak Afryka opiera się tej ofensywie. Zapanowała moda na afrykańskie konferencje. Kilka tygodni temu gospodarzem takiego zjazdu była Japonia. Wcześniej zorganizowały go Chiny i Turcja. Pod koniec 2019 r. dołączy do nich Rosja. Każdy z 50 afrykańskich krajów uczestniczy w spotkaniach indywidualnie.

Afrykański objazd Emmanuela Macrona w 2018 r. Prezydent dokonuje przeglądu wojsk w Czadzie.

Czy małe państwa – populacje niektórych z nich nie przekraczają miliona osób – są w stanie samodzielnie mierzyć się z gospodarczymi gigantami? Wielu strategów postulowało utworzenie jednolitego ich bloku. Przewidzieli oni nadejście neokolonializmu – aktualną fazę, w której przywódcy krajów Afryki kontrolują aparat polityczny, lecz nie sterują gospodarką. Dowodem jest „relacja” zachodniej części kontynentu z Francuzami. Establishment Francji to jedna z dominujących sił w Afryce. Strefa franka zrzesza 14 narodów: ich waluty są powiązane z frankiem francuskim i euro, a „pieczę” nad połową rezerw walutowych sprawuje Bank Francji. Poza zwierzchnictwem monetarnym jest jeszcze obecność wojsk. To ona zdecydowała chociażby o wynikach ostatnich wyborów na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Armia francuska wspomogła obecnego rezydenta pałacu prezydenckiego, bombardując jego oponenta. Francuscy żołnierze interweniowali i zadomowili się w Mali. Z kolei w Czadzie wielokrotnie wybawiali z opresji tamtejszą głowę państwa.

Przypomnę, że jednym z głównych architektów napaści na Libię był Nicolas Sarkozy. Wspierało go Dowództwo Afrykańskie Stanów Zjednoczonych (United States Africa Command – AFRICOM). Pokazało wówczas swoje prawdziwe oblicze, przesłaniane wizerunkiem instytucji od wyzwań humanitarnych. AFRICOM zniszczyło stabilny rząd libijski i wywołało chaos w regionie Sahelu. Zdestabilizowany został m.in. Czad, Niger, Mali i Burkina Faso. Od 2008 r. do dzisiaj amerykański personel militarny powiększył się o 2000%. Wraz z nim wykładniczo mnoży się terroryzm i brak bezpieczeństwa. Wnioski są jednoznaczne.

Wszystkie kraje odrzuciły AFRICOM. Od początku chodziło o rozmieszczenie baz wojskowych na całym kontynencie. Przystały na to tylko władze Liberii. Operacja USA odbywa się w kontekście zwiększającego się wpływu Chińczyków. Pod względem inwestycji gospodarczych nie jest zdolna dotrzymać im kroku ani Europa, ani Stany Zjednoczone. Z punktu widzenia tych ostatnich rolę oczywistej przeciwwagi pełni armia. To ona broni strategicznych interesów Waszyngtonu na Czarnym Lądzie.

Gdybyśmy sporządzili listę potrzeb krajów afrykańskich, wsparcie militarne nie znalazłoby się w pierwszym tysiącu zestawienia. Właściwa i szczera pomoc koncentrowałoby się na edukacji, opiece zdrowotnej, dostępie do czystej wody itd. Zamiast tego, pęcznieje kontyngent wojskowy. Administracja Donalda Trumpa przynajmniej nie ukrywa, że priorytetem Ameryki nie były i nie są względy humanitarne.

Rabujmy dopóki się da

USA, Chiny, Rosja, Francja, Wielka Brytania, Arabia Saudyjska, Niemcy, Japonia, Turcja, Izrael i inni toczą batalię strategiczną, dyplomatyczną i militarną o prymat. Afryka jest najzasobniejszym w surowce naturalne kontynentem świata. Kongo posiada 60% globalnych rezerw kobaltu. Bez tego metalu ziem rzadkich nie poradziłby sobie przemysł zbrojeniowy, lotniczy i kosmiczny. Warunkuje on również istnienie rozwijającego się prężnie sektora zielonej energii. Kobalt umożliwia produkcję m.in akumulatorów solarnych i samochodowych. Koltan to fundament branży elektronicznej. Zawierają go m.in. iPhone’y, laptopy, elektryczne auta. Aż 64% światowych pokładów tej kopaliny zalega w Afryce Południowej. Jeżeli chodzi o platynę, to liczba ta wynosi 90%. Potężnymi złożami boksytu dysponuje Gwinea, nazywana Małym Kongo. Rosja od dawna sprowadza stamtąd ten materiał. W Nigrze występuje uran. Przejmują go przede wszystkim Francuzi.

Wymień którykolwiek metal, rudę czy paliwo kopalne – w Afryce znajdziesz każde z nich. Panujące wśród jej ludności skrajne ubóstwo jest po prostu rezultatem plądrowania tych bogactw. Walter Rodney opisał w swojej klasycznej analizie, w jaki sposób Europa powstrzymała rozwój Czarnego Lądu. Tymczasem rozpowszechnia się obraz „kontynentu w permanentnej potrzebie”. Biednych Afrykańczyków należy nieustannie wspierać. Oczywiście muszą spełniać oczekiwania Zachodu, bo inaczej zostaną porzuceni na pastwę losu. Faktycznie sprawy mają się tak: dziesiątki milionów dolarów pomocy są wnoszone przez drzwi frontowe, a setki miliardów zysków są wynoszone „od podwórka”.

Połowa afrykańskich górników to dzieci. W samym Kongu branża wydobywcza wykorzystuje co najmniej 40 000 nieletnich. Na zdjęciu: chłopcy pracujący w kopalni kobaltu.

500 lat temu głównym surowcem były afrykańskie ciała. Ich „wydobywanie” było niezbędne do budowania i rozkręcania kapitalistycznych przemysłów na Zachodzie. Dzisiaj pozyskuje się diamenty, żelazo, miedź, kobalt, uran, ziemie uprawne, tarcicę itd. Główna zasada nie uległa zmianie: Afryka jest traktowana jako strefa wydobywcza, karmiąca modernizację reszty świata kosztem rdzennych żebraków.

Masy są pod pręgierzem. Nieliczna elita władzy bogaci się bez opamiętania. To gang wynajemców. Inkasują czynsz za bazy. Ci neokolonialni prominenci zabezpieczają profity zagranicznego kapitału finansowego. Zostali zainstalowani przez Amerykanów, Chińczyków, Francuzów itd. dzięki przemocy użytej wobec prawdziwych afrykańskich patriotów. Jej przykłady są liczne. Patrice’a Lumumbę zabili Belgowie. Félix-Roland Moumié zginął z rąk Francuzów. Rząd Kwame Nkrumah pomogła obalić Centralna Agencja Wywiadowcza. Innym klasycznym przypadkiem jest Thomas Sankara. Ten autentyczny patriota został pierwszym prezydentem w historii Burkina Faso. Zwiększył udział kobiet w gospodarce, zaczął inwestować w infrastrukturę i chronić środowisko. Lider działający dla dobra obywateli musi zostać usunięty. Sankarę wyeliminowali Francuzi za pośrednictwem swojego klienta Blaise’a Compare.

Przedstawiciele klasy skorumpowanych kompradorów odwiedzają swoje prywatne, górskie rezydencje w Szwajcarii. Do ich grona zalicza się Paul Biya. Ten półetatowy prezydent Kamerunu większość czasu spędza na Starym Kontynencie. Kiedy członkowie elit chorują, nie leczą się w lokalnych placówkach służby zdrowia. Prezydent Ali Bongo nie zgłosił się do szpitala w Gabonie. Udał się za morze. Tak samo postąpił Muhammadu Buhari, prezydent Nigerii. Wylądował w Anglii. Agenci neokolonializmu ignorują Afrykę do tego stopnia, że nie zadbali o odpowiednie wyposażenie pojedynczej kliniki, by zapewnić opiekę zdrowotną sobie i swoim rodzinom. Skupiają się wyłącznie na akumulowaniu majątków i pacyfikowaniu wierzgającego społeczeństwa przekazaną im bronią. Amerykanie dostarczają jej najwięcej. A rosnącą militaryzację kontynentu afrykańskiego usprawiedliwia się w mediach zwalczaniem terroryzmu. Niektórzy dowódcy wojskowi AFRICOM-u, szkoleni przez USA, stoją za ostatnimi zamachami stanu w Mali (2012 r.) i Burkina Faso (2015 r.).

Narracja o Afryce jako „beznadziejnym przypadku” jest tendencyjna. To bogaty kontynent będący obiektem wyzysku. To kontynent niezłomnej młodzieży, która w każdym jego zakątku stawia heroiczny opór. Rewolucję w Sudanie zapoczątkowały inicjatywy oddolne. Ludzie młodzi powstali przeciwko represyjnemu reżimowi i jego sponsorom w Arabii Saudyjskiej, Stanach Zjednoczonych i Europie. Wszystkie przejawy buntu są wspomagane solidarnie przez garstkę organizacji (np. Czarny Sojusz na rzecz Pokoju). Wzmacniajmy te rewolucyjne i antyimperialistyczne głosy.

W brytyjskich rajach podatkowych, takich jak Kajmany i Bermudy, może być ukrywana nawet połowa globalnego bogactwa offshore. Afryka ma status dłużnika netto, siedzącego w kieszeni reszty świata. Pod koniec 2008 r. jej zadłużenie obliczono na 177 miliardów dolarów. Dochodzenie Léonce’a Ndikumana i Jamesa K. Boyce’a ujawniło, że szacowana całkowita fortuna elit krajów afrykańskich, wysłana zagranicę w latach 1970–2008, wynosiła 944 miliardy dolarów – pięciokrotnie więcej od sumy zobowiązań. Większość tych pieniędzy trafiła do krajów Zachodu, co wzmocniło ich waluty. Czarny Ląd jest de facto wierzycielem netto reszty świata. Gdy rodzimy kapitał odpływał, narody afrykańskie pożyczały od międzynarodowych instytucji finansowych na wysoki procent. Długi urosły do tego stopnia, że nigdy nie doczekają się spłaty. Tak oto zagłodzono „państwa rozwijające się”.

Afryka traci blisko 89 miliardów dolarów rocznie wskutek nielegalnych przepływów finansowych związanych z uchylaniem się od płacenia podatków i kradzieżami. Suma ta jest wyższa od „pomocy” przekazywanej kontynentowi na tzw. rozwój. Porażające szacunki, opublikowane 28 września 2020 r. w 248-stronicowym raporcie Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju (UNCTAD), stanowią najbardziej wyczerpujący obraz sytuacji finansowej Afryki. Zestawione straty rosną z roku na rok, a ich poziom jest wyższy, niż wskazywały na to dotychczasowe wyliczenia. Według dokumentu na prawie połowę rocznej kwoty 88,6 miliardów dolarów składa się eksport złota, diamentów i platyny. Na przykład w 2015 r. złoto stanowiło 77% całkowitego niezafakturowanego eksportu o wartości 40 miliardów dolarów. Autorzy raportu nazywają Afrykę „wierzycielem netto świata”, co potwierdza znaną w kręgach ekonomistów prawdę, iż zależny od wsparcia kapitałowego kontynent jest faktycznie eksporterem netto kapitału.

Na ratunek gospodarce śmierci

Cory Morningstar: Mobilizacje na rzecz klimatu zostaną strategicznie i desperacko wykorzystane przez najpotężniejsze instytucje świata, by uratować Wielki Kapitał i globalny wzrost gospodarczy. Celem jest zainaugurowanie nowego przemysłu wzrostu na Globalnym Południu i stworzenie nowych rynków. Team B, Fundacja Społeczeństwa Otwartego (Open Society Foundation), Oxfam i wiele innych podmiotów, które są humanitarną maską okrutnego systemu, otworzyły lub przeniosły swoje biura do Afryki i Ameryki Łacińskiej, ponieważ zapowiadana przez klasę rządzącą „czwarta rewolucja przemysłowa” wymaga nieprzerwanego dostępu do afrykańskich minerałów i metali ziem rzadkich.

Organizacje pozarządowe, które służą swoim korporacyjnym dobroczyńcom, pomogły wywołać wirtualną burzę. Ma ona zainicjować „rewolucję klimatyczną”. Zbiorowa energia obywateli Zachodu, generowana przez wzbierające niezadowolenie społeczne, jest przechwytywana i zamieniana w broń, mającą umożliwić dalszą kolonizację Globalnego Południa. Pospolite ruszenie klimatyczne to rewolucja tylko z nazwy – nie ma nic wspólnego z ochroną Ziemi i klimatu. Jej rzeczywistą intencją jest podtrzymanie ekspansji gospodarki i kapitału kosztem planety. Gdyby doszło do tego planowanego ataku na środowisko naturalne, cała dotychczasowa przemoc cywilizacji przemysłowej wobec przyrody – przyczyna szóstego wielkiego wymierania gatunków – przypominałaby dziecinne igraszki.

Globalna elita władzy chce opakować ucisk rewolucyjnym papierem i odsprzedać go nam – ofiarom. Posłuży się niewinną młodzieżą, która przemawia do emocji i obaw. System, który uwodzi obietnicami, dawno temu wrzucił przyszłość tych młodych ludzi do pieca. Oto kwintesencja obiegowej gospodarki śmierci.

Afryka, która napędzała rewolucję przemysłową, jest jedną z pierwszych ofiar wywołanego przez nią wymierania gatunków. Trwa już upadek ekosystemów strefy tropikalnej. Badanie opublikowane 20 listopada 2019 r. w Science Advances potwierdziło, że proces „biologicznej zagłady” obejmuje swoim zasięgiem 33% roślinności kontynentu. Nagła zmiana klimatu znacznie go przyspieszy. Ponure żniwo zbierają coraz gwałtowniejsze ekstrema pogodowe i pożary. W ostatnich miesiącach i tygodniach do setek milionów głodujących Afrykanów dołączyły kolejne miliony – mieszkańcy Somalii i Zimbabwe. W krajach ogłoszono stan klęski żywiołowej. Katastrofę spowodowała bezprecedensowa susza i powodzie.

Według raportu organizacji Oxfam upublicznionego 5 stycznia 2020 r. przeciętny Brytyjczyk emituje w ciągu dwóch tygodni więcej dwutlenku węgla niż obywatel jednego z siedmiu krajów afrykańskich przez cały rok. Naukowcy stwierdzili, że mieszkaniec Wielkiej Brytanii potrzebuje zaledwie pięciu dni, aby zrównać się z ilością CO2 wprowadzaną rokrocznie do atmosfery przez Rwandyjczyka. Z kolei po upływie 12 dni wyprzedzi obywatela Malawi, Etiopii, Ugandy, Madagaskaru, Gwinei i Burkina Faso. Autorzy badania dokonali obliczeń na podstawie danych z 2017 r. dostarczonych przez Global Carbon Atlas – instytucję, która śledzi globalne emisje gazów cieplarnianych.

Analiza zamieszczona 13 lipca 2020 r. w Nature Climate Change wykazała, iż w Afryce Subsaharyjskiej nikt nie monitoruje skutków fal upałów zasilanych nagłą zmianą klimatu. Naukowcy i rządy szacują „na oko” szkody dla zdrowia ludzkiego, przyrody i gospodarki. Obserwacje i modele pokazują, że Afryka Subsaharyjska jest jednym z tych regionów świata, gdzie częstotliwość ekstremalnych upałów jest największa, powiedział główny autor badania Luke Harrington z Instytutu Zmian Środowiskowych Uniwersytetu Oksfordzkiego (Environmental Change Institute). Jednak ich konsekwencje nie są odnotowywane. To tak, jakby zdarzenia te nigdy nie miały miejsca. Tymczasem w Afryce tropikalnej i subtropikalnej upały trwają po kilka miesięcy. Brakuje również danych dotyczących rodzajów ekstremalnych warunków pogodowych takich jak susze, ulewne deszcze i gwałtowne burze. Szpitale nie prowadzą rejestrów śmiertelności, a urzędy nie zestawiają zaburzeń w dostawach energii czy przypadków zniszczonej infrastruktury.

Jeśli jest Pani/Pan subskrybentem/stałym czytelnikiem bloga i uznaje moją pracę za wartościową i zasługującą na symboliczne wsparcie, proszę rozważyć możliwość zostania moim Patronem już za 5 zł miesięcznie. Dziękuję.

Oprac. exignorant

Ten wpis został opublikowany w kategorii Imperializm, militaryzm i [neo]kolonializm. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.