Cywilizacja zjeżdża ze szczytu wydobycia nafty

Światowe wydobycie nafty zmniejsza się od listopada 2018 r [IEA 2020]. Peak oil jest faktem.

Wydobycie ropy konwencjonalnej wytraciło impet w 2005 r. i spada od 2008 r. po zderzeniu z granicą 69,5 miliona baryłek dziennie (mb/d) [IEA 2018]. Szczyt całkowitej produkcji nafty wyniósł trzy lata temu 82,9 mb/d. Dane Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) objęły również niekonwencjonalną ropę z łupków (in. ropę zamkniętą), piaski bitumiczne (in. piaski smołowe) i ropę z dna morskiego.

Już przed 2018 r. 81% wydobycia nafty malało w tempie 8% rocznie [Fustier 2016, IEA 2018]. Ażeby zapobiec niedoborom surowca do 2025 r. konieczne będzie dodanie co najmniej 34 mb/d złóż (54 mb/d, jeśli utrzymają się problemy z konserwacją instalacji). To ponad trzykrotna wydajność Arabii Saudyjskiej.

IEA podała, że zatwierdzone w ostatnim czasie projekty związane z czerpaniem ropy konwencjonalnej stanowią zaledwie połowę zapotrzebowania na najbliższe 36 miesięcy. Redukcja cen kopaliny przed i w trakcie pandemii poważnie okroiła inwestycje w jej poszukiwania. Tymczasem duży wycinek puli nowo odkrytych, potencjalnych źródeł był zbyt kosztowny, by go eksploatować. Zgodnie z szacunkami z 2020 r. branża zostawi pod ziemią 125 miliardów baryłek – odpowiednik czterech lat konsumpcji globalnej [Rystad 2020, Hurst 2020]. W swoim raporcie z 2018 r. IEA ostrzegła, iż do załamania na międzynarodowym rynku ropy może dojść w 2023 r.

Co najmniej 90% zasobów „krwi cywilizacji przemysłowej” jest w posiadaniu rządów – głównie Arabii Saudyjskiej i innych krajów na Bliskim Wschodzie. Region znajduje się już w śmiertelnym uścisku nagłej i nieodwracalnej zmiany klimatu. Niezadowolenie tamtejszych społeczeństw wzbiera. Drastyczne ograniczenie eksportu może nadejść w każdej chwili. Z kolei jedna czwarta pozostałej ropy znajduje się w Arktyce, gdzie nakłady energetyczne/finansowe na wydobycie idą w górę: na lądzie wiercenia zakłóca rozpad wiecznej zmarzliny, zaś na morzu nagromadzenie gór lodowych.

Na naftę przybrzeżną pozyskiwaną na dużych głębokościach też nie ma co liczyć. Pandemiczny spadek popytu i cen wraz z rosnącą częstotliwością i intensywnością huraganów pogrążył tę część rynku w kryzysie permanentnym. A odpowiada ona za 30% podaży ropy. Liczne firmy obsługujące platformy wiertnicze nie odrobią strat po zapaści cenowej w latach 2014–2015 [Kern 2020].

Pompują zapamiętale

Na zeszłorocznym szczycie klimatycznym COP 26 – in. targach „zielonych” technologii – prezydent USA Joe Biden zapewniał, że „Ameryka zrobi to, co do niej należy”, premier Kanady Justin Trudeau uczulał, że „musimy zrobić więcej i szybciej”, zaś premier Norwegii Jonas Gahra Støre apelował, by „wszystkie państwa stanęły na wysokości zadania”. Stany Zjednoczone, Kanada i Norwegia planują w 2022 r. wyprodukować więcej nafty niż kiedykolwiek wcześniej.

Według prognoz EIA tegoroczne wydobycie ropy z łupków powinno pobić w USA rekord ustanowiony w 2019 r. za prezydentury Donalda Trumpa. Obecny gospodarz Białego Domu, wielki orędownik walki ze zmianą klimatu, wydał zdecydowanie więcej zezwoleń na odwierty niż jego poprzednik, wielki orędownik kopalin. Administracja Bidena przymierza się do bezprecedensowej rozbudowy infrastruktury naftowo-gazowej.

W Kanadzie gotuje się w tych dniach i pompuje najwięcej niszczycielskich bituminów w historii. Gabinet wrażliwego na punkcie klimatu, progresywnego szefa rządu przygotowuje grunt pod ekspansję frackingu. A rząd Norwegii poinformował z entuzjazmem o przyznaniu 53 koncesji na eksplorację ropy i gazu; lokalizacją części z nich jest Morze Barentsa – jeden z najbardziej różnorodnych biologicznie akwenów planety.

Oczywiście te autodestrukcyjne wysiłki nie zdołają zmienić geologicznych i termodynamicznych realiów. Nawet Wall Street Journal, który jako główna tuba propagandowa Wielkiego Biznesu zapewniał, że „granice wzrostu nie istnieją”, przyznał w swoim przeglądzie statystycznym, że nadchodzi koniec łupkowego boomu. Mniej niż 3,5 roku po „rewolucji”, która uczyniła USA największym producentem ropy naftowej, koncerny osuszyły gros swoich najlepszych szybów w Teksasie, Nowym Meksyku i Północnej Dakocie. Analitycy WSJ zmuszeni byli stwierdzić, że warunkiem zwiększania zapasów nafty zamkniętej będzie wyczerpanie reszty szybów w ciągu kilku lat. Bezpowrotnie odchodzi epoka, w której amerykańscy liderzy szczelinowania horyzontalnego mogli na zawołanie zalać świat ropą.

Widać dno zbiorników

W magazynach największych gospodarek jest najmniej nafty od blisko dekady. Intensywne jej uzupełnianie może podbić cenę do ponad 100 dolarów za baryłkę; w pierwszych miesiącach pandemii obniżyła się do 16 dolarów za baryłkę; teraz, kiedy apetyt na surowiec powraca, wystrzeliła do 92 dolarów za baryłkę. Niepokoje związane z widmem nowej zimnej wojny w połączeniu z serią wstrząsów zaopatrzeniowych spowodowały zamieszanie na rynku, zwyżkę notowań ropy i przyspieszenie inflacji. Ożywienie gospodarcze nie utrzyma się – cywilizacji przemysłowej nie stać na zakup baryłki za ponad 60 dolarów.

Dno zbiorników ropy i jej pochodnych jest już widoczne na całym świecie. – zaalarmowała 1 lutego 2022 r. firma konsultingowa Energy Aspects. Członkowie sojuszu OPEC+ mają trudności z realizacją założonych celów produkcyjnych. Powszechną akceptację zyskuje stanowisko, że rynek ropy utracił praktycznie wszystkie swoje amortyzatory. – podsumowali analitycy.

Zmierzch sektora naftowego nadszedł o co najmniej pół wieku za późno. Nawet gdyby przybrał dzisiaj postać dramatyczną, nie zatrzymałby dodatnich sprzężeń zwrotnych klimatu i nie spowolniłby wykładniczego ocieplenia Ziemi.

Oprac. exignorant

Ten wpis został opublikowany w kategorii Gospodarka, finanse, surowce i energia. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.