Żałoba na orbicie

Kosmos, ostateczna granica…” — fraza z serialu „Star Trek”


W październiku 2022 roku William Shatner, odtwórca roli kapitana Jamesa T. Kirka w serialu „Star Trek”, spędził 11 minut na orbicie okołoziemskiej jako członek załogi rakiety New Shepard. Poniżej – fragment wspomnienia.

Uzyskaliśmy zgodę na start i rozpoczęło się odliczanie. Przy wtórze hałasu, w towarzystwie ognia i furii wzbiliśmy się w powietrze. Widziałem znikającą Ziemię. Gdy się wznieśliśmy, natychmiast dało o sobie znać ciśnienie. Targały mną siły grawitacyjne. Jeden z instrumentów podawał nam wartość g. Przy dwóch g z trudem podniosłem rękę. Przy trzech g moja twarz została wciśnięta w fotel. Nie wiem, ile jeszcze zniosę – pomyślałem. Czy zemdleję? Czy twarz zamieni się w papkę? Ile g wytrzyma moje 90-letnie ciało?

A potem nagła ulga. Żadnych g. Zero. Uwolniliśmy się z pasów bezpieczeństwa i zaczęliśmy się unosić. Inni od razu przystąpili do robienia salt, cieszyli się efektami stanu nieważkości. Nie miałem ochoty brać w tym udziału. Chciałem, potrzebowałem jak najszybciej dostać się do okna. Kiedy przez nie wyjrzałem, w dole dostrzegłem dziurę, którą nasz statek kosmiczny wybił w cienkiej, zabarwionej na niebiesko warstwie ziemskiego tlenu. Pozostawiliśmy za sobą swoisty kilwater i kiedy tylko go zauważyłem, zniknął.

Kontynuowałem samodzielną wycieczkę i odwróciłem głowę w przeciwnym kierunku, aby spojrzeć w przestrzeń kosmosu. Uwielbiam tajemniczość wszechświata. Uwielbiam wszystkie pytania, które nasuwały się nam przez tysiące lat poszukiwań i hipotez. Eksplodujące gwiazdy, ich światło docierające do nas po upływie eonów; czarne dziury pochłaniające energię; satelity pokazujące nam galaktyki w obszarach, które uważano za całkowicie pozbawione materii… wszystko to od lat budziło mój zachwyt… ale kiedy zwróciłem wzrok w przeciwnym kierunku, w kosmos, nie było tam żadnej tajemnicy, żadnego majestatycznego zachwytu… widziałem tylko jedno – śmierć.

Patrzyłem w zimną, ciemną pustkę. Czerń nie kojarzyła się z niczym, co można zobaczyć lub poczuć na Ziemi. Była tak głęboka, spowijająca i wszechogarniająca. Odwróciłem się w stronę światła domu. Zobaczyłem krzywiznę Ziemi, beż pustyni, biel chmur i błękit nieba. Zobaczyłem życie. To, co żywi, pielęgnuje. Matkę Ziemię. Gaję. A ja ją opuszczałem. Wszystkie moje założenia były błędne. Wszystkie oczekiwania związane z tym, co miałem zobaczyć, były chybione. Sądziłem, że pobyt na orbicie przyniesie poszukiwane przeze mnie ostateczne katharsis, będzie kolejnym pięknym krokiem ku zrozumieniu harmonii wszechświata – łączności między wszystkim, co żyje.

Tymczasem nawiedziło mnie jedno z najsilniejszych uczuć żałoby. Kontrast między okrutnym zimnem kosmosu a opiekuńczym ciepłem Ziemi wlał we mnie bezbrzeżny smutek. Każdego dnia jesteśmy konfrontowani z faktami na temat zniszczenia, jakiego z naszych rąk doświadcza Ziemia: wymieraniem gatunków zwierząt, flory i fauny… istot, które po pięciu miliardach lat ewolucji znikają wskutek ingerencji ludzkości. Napełniło mnie to przerażeniem. Moja podróż w kosmos miała być świętem; zamiast tego przypominała pogrzeb.

— William Shatner, „Variety”, 6 października 2022 roku

„Po powrocie na Ziemię nie mogłem przestać płakać przez kilka godzin”.

Reklama
Ten wpis został opublikowany w kategorii Poza nadzieją. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.