Rachunek za globalizację

Artykuł Charlesa Hugh Smitha z sierpnia 2022 r. Autor jest analitykiem systemowym i finansowym.


Globalizacja miała charakter deflacyjny. Deglobalizacja generuje inflację.

Globalizacja miała na celu 1) obniżyć koszty i zmaksymalizować zyski, 2) znaleźć rynki zbytu dla nadwyżki produkcji rodzimej. Oba dążenia eksportują deflację, ponieważ przeniesienie produkcji do krajów, gdzie koszty są niskie, utrzymuje stabilne ceny (i wysokie zyski); pozbywanie się nadwyżek produkcyjnych w krajach rozwiniętych, gdzie koszty są duże, pozbawia producentów lokalnych mocy ustalania cen.

Deglobalizacja oznacza inflację, ponieważ przywracanie produkcji rodzimej podnosi koszty. Zabezpieczenie produkcji przed zagrożeniami geopolitycznymi, niepokojami społeczno-gospodarczymi w krajach produkujących lub zerwaniem łańcuchów dostaw wymaga przeniesienia łańcuchów dostaw z powrotem do kraju.

Taki ruch wiąże się z poważnymi nakładami, a koszty produkcji w gospodarkach rozwiniętych są większe ze wszystkich powodów, które skłoniły wcześniej korporacje do przeprowadzki za granicę: wyższe są pensje pracownicze, ubezpieczenia zdrowotne, przestrzeganie przepisów ochrony środowiska, świadczenia socjalne i podatki.

Teraz, gdy w wielu krajach produkujących wyczerpały się surowce naturalne, rosną koszty produkcji podstawowych materiałów. Chiny, główny światowy eksporter minerałów ziem rzadkich, od których zależy chociażby istnienie sektora energii odnawialnej, eksploatują już złoża tych kopalin w sąsiedniej Mjanmie.

Ponieważ kraje rozwijające się czerpały zyski z eksportu produktów przemysłowych, ich siła robocza zaczęła domagać się poprawy bezpieczeństwa finansowego i warunków pracy. Zatruwanie wody, gleby i powietrza jest bardzo opłacalne, ale społeczności, które są jego ofiarą, zaczęły protestować przeciwko toksycznym odpadom wyrzucanym w ich sąsiedztwie przez globalizację.

Ciepła i milutka narracja o tym, jak cudowna dla każdego jest globalizacja, od początku była kłamstwem. Jak wyjaśniłem w 2009 roku, import deflacji do świata rozwiniętego i maksymalizacja zysków poprzez przekształcenie świata rozwijającego się w wysypisko toksycznych odpadów stanowiło „remedium”, jakie neoliberalny kapitalizm wykoncypował, aby zaradzić stagnacji.

Globalizacja umożliwiła mobilnemu kapitałowi drapieżny atak: wykupował lokalne aktywa, tworzył nowe rynki dla kredytów i importowanych towarów, a następnie sprzedawał je z największym możliwym zyskiem, zanim pękła kredytowa bańka i przyszła pora na zapłacenie zewnętrznych kosztów globalizacji.

Dzisiaj, gdy z globalnej bańki kredytowej uchodzi powietrze, impreza mobilnego kapitału dobiegła końca. Zwycięzcy globalizacji muszą szybko opuścić narody peryferyjne i wrócić ze swoją wygraną do bezpiecznej „macierzy”.

Globalizacja zredukowała nakłady finansowe kosztem jakości – kolejne „zwycięstwo” neoliberalnego kapitalizmu. Planowane starzenie produktu jest tłem globalizacji: kiepskie towary szybko się zużywają, a zatem nieszczęsne stado konsumentów musi kupować zamienniki. Obywatele krajów rozwiniętych posiadają już wszystko, zatem jedynym sposobem na stymulowanie popytu jest powszechne pogorszenie jakości. Zastąpienie towarów krótkotrwałych nowymi towarami krótkotrwałymi gwarantuje, że linie produkcyjne nie zatrzymują się, a zyski płyną nieprzerwanie.

Efekty są świetne, dopóki bezawaryjnie funkcjonują łańcuchy dostaw, a konsumentom nie brakuje dochodów rozporządzalnych. Globalizacja sprawdza się tylko wtedy, gdy każda jej część spisuje się idealnie, ponieważ nadmiarowość i bufory (m.in. zapasy i liczni dostawcy) zostały wyeliminowane, aby okroić koszty i pomnożyć zyski. Teraz ta zglobalizowana perfekcja rozpada się, a koszty rosną. Obniżanie cen jest zastępowane ich windowaniem.

Deglobalizacja to proces bolesny. Wzrost kosztów ma wiele przyczyn. O zyski będzie trudno, a niedobory w nieoczekiwany sposób przewrócą globalne klocki domina. Rachunki kosztów zewnętrznych z minionych 30 lat trzeba uregulować. Dlatego inflacja nie jest zjawiskiem przejściowym, a banki centralne nie są w stanie poddać jej kontroli. Realny świat liczy się nie mniej, niż koszt kredytu.

Raport „Global Witness”: Procesy pozyskiwania ciężkich metali ziem rzadkich są wysoce zanieczyszczające – niszczą krajobrazy i zatruwają drogi wodne. Dlatego w minionej dekadzie w Chinach zamknięto wiele kopalń. Toksyczna branża przeniosła się częściowo do sąsiedniej Mjanmy. Tamtejsze wydobycie pierwiastków ziem rzadkich przyspieszyło tak bardzo, że w ciągu kilku lat górzysty Kachin – zakątek kraju znany jako Region Specjalny 1 – stał się głównym źródłem zaopatrzenia świata w te minerały. Zadaniem mężczyzn ze zdjęcia jest usuwanie roślinności z gór i wykonywanie odwiertów, do których wprowadzany jest upłynniający ziemię roztwór siarczanu amonu. Gdy chemikalia przenikną zbocze góry, roztwór trafia do basenów zbiorczych, gdzie tzw. „wymywanie in situ” wytrąca minerały. Góry w Mjanmie są bogate w rudy dysprozu i terbu – najcenniejszych metali ziem rzadkich. Eksperci twierdzą, iż „są one praktycznie nie do zastąpienia”. Bez nich nie powstałaby cała gama produktów „czystej” energii i inteligentnych technologii – od smartfonów po energooszczędną elektronikę domową. Najważniejsze ich zastosowanie, stanowiące o 90% ich wartości, dotyczy wytwarzania magnesów trwałych, które są kluczowym komponentem silników i generatorów aut elektrycznych i turbin wiatrowych.

Tłum. exignorant

Reklama
Ten wpis został opublikowany w kategorii Gospodarka, finanse, surowce i energia. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.