Autorką poniższego artykułu jest Helen Thompson – wykładowczyni ekonomii politycznej na Uniwersytecie w Cambridge. Zamieszczony 20 sierpnia 2022 r. przez brytyjski „Financial Times” tekst zawiera zaskakująco trzeźwą ocenę krótkoterminowej sytuacji energetyczno-gospodarczej, jaką może sformułować mainstreamowa, instytucjonalna ekspertka o wąskiej specjalizacji, której nie wolno dostrzec ostatecznych konsekwencji nagłej zmiany klimatu i wielkiego wymierania gatunków.
Na całym świecie politycy podejmują coraz bardziej desperackie starania, ażeby zaradzić wybuchowym skutkom kryzysu energetycznego. W tych rejonach Azji, Bliskiego Wschodu i Afryki, które borykały się już z wieloma trudnościami gospodarczymi i politycznymi, kryzys przybrał rozmiary katastrofalne.
Ci, którzy importują skroplony gaz ziemny, muszą teraz konkurować z nowo przybyłymi na rynek LNG Europejczykami, poszukującymi alternatywy dla rosyjskiego gazu rurociągowego. Na początku lata Pakistan nie był w stanie sfinalizować ani jednego przetargu na LNG. Kraje o niskich dochodach muszą subsydiować zużywaną przez obywateli energię. Przy dzisiejszych cenach niektóre z nich nie są do tego zdolne: na początku sierpnia Rada ds. Elektryczności Sri Lanki podniosła opłaty za prąd dla najbiedniejszych użytkowników o 264%.
Na Starym Kontynencie rządy chcą złagodzić straszliwy uścisk, w jakim znajdują się gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa, jednocześnie pozwalając, aby rosnące ceny, apele o ograniczanie zużycia energii i obawy związane z nadchodzącą zimą zmniejszały popyt. Pod względem podatkowym oznacza to, że państwo obniża rachunki za elektryczność poprzez subsydiowanie dystrybutorów (np. Francja) lub przekazuje ludziom pieniądze na ich opłacenie (np. Wielka Brytania).
Tym, czym nikt nigdzie nie dysponuje jest sposób na bezzwłoczne zwiększenie fizycznej podaży energii. Kryzys nie jest niezamierzoną konsekwencją pandemii czy wojny na Ukrainie. Jego głębokie korzenie tkwią w dwóch problemach strukturalnych.
Po pierwsze, jakkolwiek niepożądana jest ta rzeczywistość z uwagi na sytuację klimatyczną i ekologiczną, światowy wzrost gospodarczy nadal zależy od produkcji paliw kopalnych. Bez pomnożenia inwestycji i wzmożenia poszukiwań w okresie średnioterminowym ich podaż nie będzie wystarczająca, aby zaspokoić spodziewany popyt. Obecny kryzys gazowy został zapoczątkowany w 2021 roku przez eksplozję konsumpcji surowca w Chinach. Zapotrzebowanie na gaz wzrosło tam tak szybko, że Europa i Azja mogły go nabywać wyłącznie po bardzo wysokich cenach. Tymczasowe wytchnienie od zwyżkujących w bieżącym roku notowań ropy pojawiło się dopiero wtedy, gdy opublikowano niekorzystne dane gospodarcze z Chin. W ocenie Międzynarodowej Agencji Energetycznej jest całkiem możliwe, iż już w przyszłym roku globalna produkcja ropy nie nadąży za popytem.
Przez większą część minionej dekady gospodarka światowa przebrnęła tylko dzięki ropie łupkowej. Bez podwojenia jej produkcji w USA w latach 2010-2019 cywilizacja przemysłowa byłby więźniem permanentnego kryzysu naftowego od 2005 roku, kiedy to wydobycie konwencjonalnej ropy naftowej – pozyskiwanej bez szczelinowania hydraulicznego lub z piasków bitumicznych – weszło w determinowaną warunkami geologicznymi fazę stagnacji.
Ekspansja amerykańskich łupków nie odzyska już minionego tempa. Chociaż przewiduje się, iż w największej amerykańskiej formacji łupkowej – basenie permskim w zachodnim Teksasie i południowo-wschodnim Nowym Meksyku – we wrześniu padnie rekord produkcji, to ogólnie w USA wydobywa się o ponad milion baryłek mniej niż w 2019 roku. Nawet w basenie permskim spada produkcja dzienna.
Intensyfikacja wierceń podmorskich w Zatoce Meksykańskiej i u wybrzeży Alaski, na które zezwala ustawa o przeciwdziałaniu inflacji, będzie wymagało wyższych cen lub inwestorów gotowych do włożenia kapitału nawet w obliczu marnych perspektyw na zysk. Największą szansę na przełom porównywalny z tym, co wydarzyło się w ubiegłym dziesięcioleciu, stanowi ogromna formacja ropy łupkowej Bażenow na Syberii. Jednakże sankcje nałożone na Rosję oznaczają, iż technologiczne wsparcie zachodnich koncernów w eksploatowaniu tamtejszych zasobów należy uznać za geopolityczny ślepy zaułek.
Po drugie, niewiele można zrobić, aby przyspieszyć przejście z kopalnych źródeł generowania prądu na niekopalne. Planowane w Wielkiej Brytanii wdrożenie mikroreaktorów jądrowych nastąpi najwcześniej w latach 30. XXI wieku. Sieci energetyczne zasilane energią słoneczną i wiatrową potrzebują przełomu technologicznego w zakresie jej magazynowania. Nie można z dużym prawdopodobieństwem zaplanować postępu, jaki miałby dokonać się za 10 lat, a tym bardziej w roku przyszłym. Lecz właśnie dlatego, że transformacja energetyczna jest niezbędna, by zredukować spalanie paliw kopalnych, konieczne są optymistyczne inwestycje na dużą skalę.
Jedyną drogą naprzód jest krótkoterminowy realizm – z jednej strony uznający, że nie ma powrotu do taniej energii, a z drugiej powiązany z radykalnymi, długofalowymi ambicjami. Niezwykle istotne jest również zrozumienie realiów geopolitycznych. Stany Zjednoczone pozostają mocarstwem dominującym. Ich marynarka kontroluje morskie szlaki handlowe. Światowe rynki kredytowe wciąż zależą od dolarów. Ale Waszyngton nie ma władzy, by sterować polityką energetyczną, jaką Chiny i Indie prowadzą z Rosją.
Nadchodzi sądna zima. Zachodnie rządy albo sprowadzą na swoje narody niedolę gospodarczą, której rozmiary zagrożą rozerwaniem demokratycznej struktury politycznej, albo uznają fakt, iż dostępność energii ograniczy pomoc dla Ukrainy.

Terminal LNG w kuwejckim Al-Zour. Przed sezonem grzewczym 2022/23 dostawcy gazu szamoczą się, aby zapewnić sobie dostateczną liczbę zbiornikowców LNG. Wzorce popytu na skroplony gaz ziemny zostały zaburzone wskutek „szalonej pogoni UE za alternatywnymi dostawami tego paliwa”. Rezygnując z rosyjskiego gazu, Europa zdestabilizowała światowy rynek LNG, który rozpoczął rok z niepewną równowagą po burzliwym 2021 roku – stwierdziła 3 czerwca 2022 r. Rystad Energy, norweska firma konsultingowa analizująca zagadnienia z zakresu energii globalnej.