Fragmenty wywiadu z D. Jensenem z 4 lutego 2020 r.
Cywilizacja to styl życia charakteryzujący się rozwojem miast. Rdzeniem słowa „cywilizacja” jest łacińskie civitas, czyli „państwo” lub „miasto”. Miastem nazywa się zbiorowość ludzką na tyle liczną, że jej trwanie wymaga importu surowców. Wszystkie miasta po splądrowaniu pobliskiego krajobrazu grabią krainy odległe. Żadne miasto nie może być zrównoważone. Każde miasto istnieje dzięki przemocy. Bazując na rolnictwie i miastach, masz przewagę nad sąsiadami, bo przerobiłeś ziemię na ludzi, maszyny i broń. W chwili, gdy wyjdziesz poza pojemność środowiskową, możesz upaść dobrowolnie lub kontynuować ekspansję i upaść niedobrowolnie później.
Obserwowanie prawdziwego świata bardziej niż lektura książek pozwoliło mi zrozumieć, że cywilizacja jest tworem katastrofalnym. Incydent, który ukształtował moje myślenie, zdarzył się, gdy uczęszczałem do drugiej klasy szkoły podstawowej. W mojej okolicy wybudowano wówczas osiedle. Widziałem, jak skowronki, koniki polne, pończoszniki i topole znikają, a ich miejsce zajmują białe, betonowe bloki. Uświadomiłem sobie, że taka budowa bez końca odbierze innym stworzeniom życiową przestrzeń. Wiedziałem, że ekspansja tej kultury pożera świat nie-ludzki. Pojąłem, że na planecie, której zasoby są ograniczone, wzrost bez granic jest po prostu niemożliwy.
Kiedy jako trzydziestolatek zostałem działaczem na rzecz ochrony środowiska, zdałem sobie sprawę, że wielu aktywistów ma wspólną motywację: próbowaliśmy z całych sił bronić danego skrawka ziemi, dopóki nie upadnie cywilizacja. Nie trzeba być kognitywnym gigantem, by dostrzec wyraźną tendencję ku wymieraniu. Skoro licząca wiele milionów populacja łososi skurczyła się do dziesiątków tysięcy osobników, finałem będzie zagłada gatunku. Uczestnicy tej kultury są niezdolni do rozpoznania tego wzorca. Fundamentalna destrukcyjność cywilizacji nie jest uznawana.
Większość ludzi cywilizowanych nie czuje, że nie-ludzie mają jakiekolwiek znaczenie. Uwarunkowano nas, byśmy postrzegali gospodarkę jako ważniejszą od ziemskiego życia. Od lat 80. i 90. XX wieku prawi się o „równoważeniu systemu gospodarczego i środowiska”. Nieliczni zdają się zauważać, że takie podejście implikuje, iż środowisko naturalne i gospodarka są przeciwstawnymi sobie systemami. Stąd retoryka o konieczności ich równoważenia. System gospodarczy będący w opozycji do przyrody ostatecznie ją zniszczy.
Peggy Reeves Sanday zestawiła kultury skłonne do gwałtu z kulturami od gwałtu wolnymi. Cechy wspólne tym pierwszym to militaryzacja, pogarda dla kobiet i ekologiczne spustoszenie. Ostatnia składowa definiuje naszą kulturę od co najmniej kilkuset lat; celem jest demontaż „infrastruktury” życia Ziemi i rozbudowa struktury złożonej wyłącznie z ludzi, zwierząt domowych, zwierząt gospodarskich i maszyn.
Jesteśmy istotami społecznymi, podobnie jak słonie, goryle, hieny czy wilki. Uczymy się bycia człowiekiem. Bycie człowiekiem nie oznacza praktykowania egoizmu, jak twierdzi Richard Dawkins. Ruth Benedict analizowała, dlaczego niektóre kultury są dobre, a niektóre złe; dlaczego niektóre kultury są nastawione pokojowo, troszczą się o najsłabszych, a inne charakteryzuje agresja i nieczułość. Uczona odkryła, że te pierwsze rozpoznają, iż w człowieku drzemie zarówno instynkt społeczny, jak i skłonność do egoizmu. Znoszą więc tę dychotomię nagradzając zachowania, które przynoszą korzyści całej grupie, i zabraniając zachowań, które przynoszą korzyści jednostce kosztem grupy. Gdy dzielę się złapanym łososiem ze wszystkimi, a oni mnie za to chwalą i szanują, mam ochotę zrobić to ponownie. Społecznie niedopuszczalne byłoby gromadzenie ryb i sprzedawanie ich pozostałym członkom społeczności. Na północno-zachodnim Pacyfiku kilka plemion wystawiało „słupy hańby” przed miejscem schronienia osoby, która wykazała się pazernością. Patologiczna kultura narzuca konkurencję o dostępne surowce i nagradza chciwość.
John Livingston powiedział, że problem cywilizowanej ludzkości polega na tym, iż zastąpiliśmy instynkt ideologią. Nie chodziło mu o to, że słonie kierują się wyłącznie instynktem i nie tworzą społeczeństw, co jak wiemy jest nieprawdą. Miał na myśli to, że na ideologii nie można polegać, bo zabójcza ideologia wymusza i usprawiedliwia działania wyniszczające społeczeństwo i jego naturalne środowisko życia. Według założeń ideologii ostatnich 6000 lat nie-ludzie nie są samoświadomi, a ludzie mają prawo podporządkować sobie wszystko. Jean-Jacques Rousseau uważał, że istnieje stan natury, w którym ludzie są doskonali. Według mnie Indianie Tolowa zamieszkujący niegdyś moją okolicę prowadzili zrównoważoną egzystencję nie dlatego, że byli prymitywni i niczego nie kwestionowali, ale dlatego, że żyli na tej ziemi przez wiele tysięcy lat i nauczyli się, co im wolno robić, a czego nie.
Wielu przedstawicieli ludów rdzennych mówiło mi, że pierwszą rzeczą, jaką musi zrobić człowiek przemysłowy, jest wyzwolenie skolonizowanego umysłu. Sedno tego procesu stanowi eliminacja dwóch koncepcji, które są percepcyjnym filarem naszej kultury: antropocentryzmu i technocentryzmu. Antropocentryzm, czyli przekonanie o tym, że to ludzie znajdują się w centrum Wszechświata, został w ostatnim czasie zastąpiony przez coś jeszcze gorszego – technocentryzm, czyli kult technologii. Teraz to ona znajduje się w centrum Wszechświata.
Zagadnienie lojalności wobec dominującego systemu, który określa supremacja ludzka i technologiczna, ma znaczenie kluczowe. Chronisz to, co ma dla ciebie wartość. Jeśli cenisz smartfony i reaktory jądrowe, wówczas przedkładasz cywilizację przemysłową nad żyjącą planetę. A to prowadzi nieuchronnie do ekobójstwa i samobójstwa. Należałoby zacząć od przeniesienia lojalności – okazania jej wobec planetarnego życia. To bardzo trudne, bo od tysięcy lat wpaja się nam, że jesteśmy odbiciem doskonałości Boga lub najważniejszym z tworów natury.
Joseph Campbell pisał, że skuteczna lokalna mitologia potrafi nadać życiu sens. W latach 50. mit kapitalizmu i postępu przynosił korzyści sporej rzeszy ludzi – wytyczał im ścieżkę znaczenia. Pęknięcia zaczęły pojawiać się w kolejnych dekadach. Wielu rozstało z tym mitem i rozpoczęło poszukiwania nowego sensu. Jednakże porzucenie mitu często prowadzi do szaleństwa. Joseph Tainter odkrył, że w społeczeństwie takim jak nasze – znajdującym się w fazie dezintegracji – ludzie zatracają się w wierzeniach i przekonaniach, które zapewniały im wzrost. Mieszkańcy Wyspy Wielkanocnej nadal wznosili kamienne głowy, gdy ich świat upadał. Obecnym tego odpowiednikiem są instalacje słoneczne i wiatrowe. Wielkie wymieranie planetarne i zmianę klimatu spowodowała industrializacja. Idea, że możemy uporać się z industrializacją poprzez zwiększenie industrializacji wiatru, oceanów i pustyń jest absurdalna.
Jeżeli identyfikujesz się z biocentryzmem, patrzysz na otaczającą rzeczywistość przez pryzmat życia we wszystkich jego przejawach. W perspektywie ekocentrycznej największą wartość mają naturalne społeczności życia zwane ekosystemami. Spojrzenia te można uznać za tożsame. Zawsze było dla mnie oczywiste, że tylko one pozwoliłby na zachowanie równowagi ekologicznej. Tymczasem znani aktywiści, chociażby Naomi Klein, Bill McKibben i David Attenborough, mówią wyraźnie o potrzebie ratowania cywilizacji przemysłowej. Faktycznym źródłem ich niepokoju jest widmo końca tej kultury.
Problem wykracza poza filozofię; dotyczy tego, jak żyjemy. Każdy skuteczny prześladowca w pierwszej kolejności pozbawia swoją ofiarę dostępu do środków wsparcia i przetrwania. Nasz system działa tak samo. Prawa apartheidu zostały napisane, ponieważ elity potrzebowały górników. Ludność uprawiała własną żywność i praktykowała barter. Właściciele kopalń i posłuszni im urzędnicy zmusili ją do pozyskania gotówki nakładając podatki. Płatna praca pod ziemią była jedyną dostępną dla obywateli opcją. Z kolei niewolnictwo wiązało się bezpośrednio z dostępem do ziemi. Gdy ludzi mało, a ziemi dużo, wszyscy są samowystarczalni – zapewniają sobie jedzenie, odzież i schronienie. Nie będą dla ciebie pracować, chyba że ich zniewolisz. Gdy ludzi dużo, a ziemi mało, przymus nie jest konieczny – będą na ciebie harować, bo nie mają wyboru.
System wszedł między nas a życie. Nasze pożywienie pochodzi z hipermarketu, a woda z kranu. Na fizycznym poziomie jesteśmy technocentryczni. Obchodzą nas łańcuchy dostaw i wodociągi, a nie las i rzeka. Jeżeli twoja egzystencja zależy od hipermarketu i kranu, będziesz do końca bronił systemu, które je wyprodukował. Gdybyś swój głód i pragnienie zaspokajał dzięki lasowi i rzece, byłbyś gotów oddać życie w ich obronie.
W ostatnim dziesięcioleciu obrońców środowiska przejął ruch „zrównoważonego rozwoju”, który tak naprawdę chce przedłużyć żywot niszczycielskiej kultury poprzez wdrażanie alternatywnych sposobów generowania prądu. Kiedy pytasz demonstrantów na ulicach Nowego Jorku czy Paryża, dlaczego maszerują, odpowiadają, że zależy im na uratowaniu planety. Kiedy prosisz, by wyartykułowali swoje żądania, mówią o dopłatach do energii wiatrowej i słonecznej. Ruch ochrony środowiska zamienił się w ramię lobbujące na rzecz sektora kapitalizmu przemysłowego.
Extinction Rebellion to jedyny przykład wskrzeszenia perspektywy biocentrycznej, która zwraca uwagę na wielkie wymieranie planetarne. Niestety, w miarę postępującego upadku systemowego i planetarnego coraz więcej ludzi będzie domagać się ocalenia cywilizacji przemysłowej. Za wszelką cenę.
Tłum. exignorant
Jeśli jest Pani/Pan subskrybentem/stałym czytelnikiem bloga i uznaje moją pracę za wartościową i zasługującą na symboliczne wsparcie, proszę rozważyć możliwość zostania moim Patronem już za 5 zł miesięcznie. Dziękuję.