Wypowiedź pisarza Alana Moore’a.
Pracując nad projektem Brought to Light, który był historią Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) obejmującą okres od II wojny światowej – organ nosił wówczas nazwę Biura Służb Strategicznych (OSS) – do afery Iran-Contra, dowiedziałem się, że spiskuje się na całym świecie, ale konspiratorzy to często osoby skrajnie niekompetentne. Ich dziełem bywają absurdy przypominające wymyślone przez CIA metody pozbycia się Fidela Castro: eksplodujące cygara, chemikalia mające pozbawić przywódcę brody i aury męża stanu, a nawet wyreżyserowanie ponownego przyjścia Jezusa Chrystusa w Zatoce Świń – z pomocą technologii amplifikacji i fajerwerków, bo przesądni Kubańczycy oczywiście nigdy o nich nie słyszeli; pomysłodawcy mieli nadzieję, że widok mesjasza wkurzonego na wodza rewolucji sprawi, że „tubylcy” będą ratować się ucieczką z kraju…
Tak, za kulisami konspirują enigmatyczne siły. Ale sił tych jest wiele, są podzielone i podkopują się nawzajem. Nikt już nie ma pojęcia, dla kogo pracuje. Nawet tajniacy. Nie mogą być pewni, czy działają na rzecz służb wywiadowczych krajów, które ich zatrudniają, czy może są nieświadomymi podwójnymi lub potrójnymi agentami na usługach innych państw. Kiedy pojawiła się dezinformacja, powstał autentyczny świat cieni, w którym nikt nie wie do końca, co robi.
Ludzie myślą w kategoriach „zmowy globalnej”, ponieważ pod wieloma względami taka świadomość bywa źródłem pocieszenia. Świat jest zbyt złożony, aby mógł go ogarnąć pojedynczy, możliwy do zrealizowania spisek. Przerażająca prawda o świecie brzmi: steru nie dzierży nikt.
Skrót artykułu Jeremy’ego Lenta.
Teorie o spiskach wyimaginowanych odwracają uwagę opinii publicznej od spisków prawdziwych i ich następstw globalnych. Zmowy te ukrywają się na widoku. Choć fakty ich dotyczące są już jawne, powszechne zainteresowanie mediów i ludzi wciąż wzbudzają sensacyjne fikcje.
Zmowa mająca na celu przekształcenie świata w rynek globalny z korzyścią dla elity bogactwa
W 1947 roku kilkudziesięciu ideologów wolnorynkowych spotkało się w luksusowym szwajcarskim kurorcie, aby założyć Towarzystwo Mont Pelerin – organizację zajmującą się szerzeniem doktryny neoliberalnej. Ich poglądy – tzw. wolny rynek musi determinować każdy aspekt życia społecznego; stojące mu na drodze przeszkody prawne należy zdemontować; „wolność” jednostki powinna wyprzeć wszelkie inne względy (m.in. uczciwość, równość i dobrobyt społeczności) – uważano wówczas za fanatyczne. W ciągu trzech kolejnych dekad ci finansowani przez majętnych darczyńców fundamentaliści rynkowi konsekwentnie tworzyli w globalnych centrach władzy sieci naukowców, biznesmenów, ekonomistów, dziennikarzy i polityków.
W latach 70. stagflacja nadszarpnęła reputację klasycznej ekonomii w wydaniu Johna Keynesa. Okazję tę wykorzystali architekci globalnego neoliberalizmu. Do 1985 roku ich uczniowie Ronald Reagan i Margaret Thatcher rozpoczęli kampanię podporządkowywania wszystkiego rynkowi. Duet prowadził wielką wyprzedaż dóbr wspólnych, zwalczał związki zawodowe, pozbawiał obywateli ochrony socjalnej, obniżał podatki dla bogaczy i korporacji, znosił wywalczone wcześniej przepisy ochrony zdrowia i środowiska oraz zainicjował przekazanie bogactwa należącego do społeczeństwa elitom finansowo-przemysłowym.
Za każdym razem, gdy uderza wpisany w system cykliczny kryzys, wywołany nim chaos wykorzystuje się do konsolidowania władzy i poszerzania jej zasięgu. W konsekwencji ideologia rynkowa zdołała przeniknąć do domen takich jak edukacja, egzekwowanie prawa czy rezerwaty dzikiej przyrody. Pandemia stała się kolejną okazją, by zasilić z państwowej kasy konta prywatnych koncernów i garstki oligarchów. W Stanach Zjednoczonych do połowy grudnia COVID-19 zabił co najmniej 300 tysięcy osób, a około 50 milionów Amerykanów doświadczyło głodu. Zbiorowa wartość netto 651 rodzimych miliarderów wzrosła od marca o 36%, czyli o blisko bilion dolarów. Właściciel Amazonu Jeff Bezos mógłby podarować każdemu swojemu pracownikowi ponad 100 000 dolarów i nadal byłby „najbogatszym człowiekiem świata” z majątkiem, jakim dysponował w 2019 roku.
Zmowa mająca na celu uzależnienie miliardów ludzi od modnej konsumpcji
W latach 20. XX wieku dwóch bezwzględnych mężczyzn – Edward Bernays i Paul Mazur – przygotowało plan przejęcia kontroli nad umysłami Amerykanów. Subtelne komunikaty – narzędzie programowania – miały nakłonić ludzi, aby nie bacząc na swoje zdrowie i dobrostan, zachowywali się w pożądany sposób. Nowe metody oddziaływania na podświadomość opracował Bernays w oparciu o odkrycia swojego wuja Zygmunta Freuda. Przyświecał mu jeden cel: zmieniając obywateli w maniakalnych konsumentów, łaknących coraz większej ilości dóbr, zamienić ich energię życiową w korporacyjny zysk. Musimy sprawić, aby w Ameryce kultura pragnień wyparła kulturę potrzeb, oznajmił Mazur. Trzeba wytrenować ludzi, aby pożądali nowych rzeczy, zanim zużyją stare. Musimy ukształtować nową mentalność. Pragnienia człowieka muszą przyćmić jego potrzeby.
W 1928 roku Bernays z dumą opisał, jak wykoncypowane przezeń techniki manipulacji umysłem pozwalały już elicie rządzącej sterować ludnością Ameryki: Świadoma i inteligentna manipulacja zorganizowanymi nawykami i opiniami mas jest ważnym elementem społeczeństwa demokratycznego (sic!). Ci, którzy posługują się tym ukrytym mechanizmem, stanowią niewidzialny rząd – prawdziwą władzę tego kraju. W dużej mierze rządzą nami ludzie, o których nigdy nie słyszeliśmy – formują nasze umysły, kształtują nasze gusta i podsuwają nam idee. (…) Prawie każdy przejaw naszego codziennego życia jest zdominowany przez stosunkowo niewielką grupę osób, która pociąga za sznurki kontrolujące umysł publiczny.
Zmowa odniosła spektakularny sukces, który przeszedł najśmielsze oczekiwania inspiratorów i wykonawców. Korporacje udoskonaliły technikę kontroli umysłu, modyfikując podstawowe ludzkie instynkty, które pierwotnie wyewoluowały, by wspierać udaną egzystencję plemion łowców-zbieraczy. Korporacyjni drapieżcy odkryli, że najcenniejszą grupą, którą należy usidlić, są dzieci. Dyrektor generalny Wayne Chilicki powiedział: Jeśli chodzi o podbój konsumentów dziecięcych, to nasza dewiza w General Mills brzmi: dopaść ich wcześnie i posiadać na całe życie.
Nowe pokolenie kontrolerów umysłu posługuje się teraz wyrafinowanymi technologiami wydobywania danych, aby wbijać się w umysły mocniej i głębiej. W Laboratorium Technologii Perswazji Stanforda (Stanford Persuasive Technology Lab) niejaki BJ Fogg – współczesny Bernays – edukuje początkujących przedsiębiorców, jak używać „gorących wyzwalaczy” takich jak ikona „kciuk w górę” i statystyki „Lubię to!”, aby zwiększyć poziom dopaminy w mózgu. Ponieważ życie młodzieży toczy się w wirtualnej rzeczywistości mediów społecznościowych, inwazyjność i skuteczność wszechobecnej korporacyjnej reklamy rośnie nieprzerwanie. Dokument z 2017 roku ujawnił, iż menadżerowie Facebooka chwalą się reklamodawcom, że potrafią identyfikować nastolatków ogarniętych w danej chwili „niepewnością” i „niskim poczuciem własnej wartości”, czyli najbardziej podatnych na przyjęcie elektronicznej „dawki pewności siebie”.
Zmowa mająca na celu plądrowanie Globalnego Południa przez Globalną Północ
W XV wieku portugalscy i hiszpańscy odkrywcy wypłynęli w morze z intencją zdobycia sławy, bogactwa i władzy. Od tamtej pory Europejczycy wykorzystywali swoją przewagę technologiczną, aby eksploatować resztę świata. Na mocy traktatu podpisanego w Saragossie w 1529 roku dwory w Hiszpanii i Portugalii podzieliły między siebie kontynenty. Od początku rewolucji przemysłowej elity Europy Północnej kontynuowały intrygę światowej supremacji, m.in. niszcząc w koloniach życie dziesiątek milionów zniewolonych Afrykańczyków.
Po zniesieniu handlu niewolnikami brutalny wyzysk był kontynuowany w ramach międzynarodowego systemu pracy najemnej. Europejscy potentaci najpierw pozbawili środków przetrwania, a następnie przetransportowali na swoje terytoria ponad 60 milionów zdesperowanych robotników z Indii, Chin i wysp Pacyfiku. Tę nową formę globalnego handlu ludźmi promowali entuzjastycznie magnaci kolonialni pokroju Cecila Rhodesa, który apelował: Musimy znaleźć nowe ziemie, gdzie łatwo pozyskamy surowce i tanią, niewolniczą siłę roboczą, którą zapewnią nam tubylcy. Kolonie stanowiłyby też miejsce zrzutu nadwyżek towarów wyprodukowanych w naszych fabrykach.
Obecnie dramat ma nową odsłonę. Od końca II wojny światowej liderzy Globalnego Południa, którzy domagają się uczciwej roli w systemie gospodarczym, są systematycznie obalani w zamachach stanu zorganizowanych przez siły zbrojne USA, Wielkiej Brytanii i Francji. Szeroko zakrojony program „pomocy” zmusza zubożone przez kolonializm kraje do zaciągnięcia niebotycznych pożyczek w bankach Globalnej Północy. Ponieważ ich spłacenie byłoby równoznaczne z bankructwem, zadłużonym narodom narzuca się wdrożenie programu tzw. dostosowania strukturalnego. Oznacza to penetrację lokalnych rynków pracy i plądrowanie zasobów naturalnych przez ponadnarodowe korporacje. Kontrolę nad Bankiem Światowym, Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Światową Organizacją Handlu sprawuje kilka państw. Rezultat tego dyktatu jest taki, że z południa planety płynie bezustannie na północ – za pośrednictwem nielegalnych przepływów finansowych, spłat odsetek od zadłużenia i repatriacji zysków – bogactwo oscylujące w granicach 3 bilionów dolarów rocznie.
Zmowa mająca na celu zabezpieczenie zysków przemysłu paliw kopalnych poprzez ukrycie informacji o skutkach zaburzenia klimatu Ziemi
Od ponad pół wieku branża paliw kopalnych znała realia zmiany klimatu spowodowanej przez cywilizację przemysłową. Kadra kierownicza nie tylko ukrywała niepokojącą wiedzę, lecz także celowo upolityczniła i wypełniła wątpliwościami publiczną dyskusję o zabójczym zjawisku, aby dzięki subsydiom rządowym generować wielomiliardowe zyski.
W 1968 roku eksperci z Instytutu Badawczego Stanforda (Stanford Research Institute) powiadomili ekspertów z Amerykańskiego Instytutu Naftowego (American Petroleum Institute) – krajowego stowarzyszenia handlowego reprezentującego amerykański przemysł naftowy i gazowy – że do 2000 roku koncentracje atmosferyczne dwutlenku węgla mogą osiągnąć 400 części na milion. Raport ostrzegł, że wywoła to dezintegrację pokryw lodowych, podniesie poziom mórz i wyrządzi straszliwe szkody środowisku Ziemi. Naukowcy z Exxonu zbadali zagadnienie dogłębniej i poinformowali w 1977 roku swój zarząd o „miażdżącym” konsensusie: paliwa kopalne odpowiadają za wzrost stężenia CO2 w atmosferze. W wewnętrznej notatce z 1981 roku ci sami uczeni alarmowali, że 50-letni plan koncernu przyniesie skutki, które faktycznie będą katastrofalne.
Władze Exxonu i innych potentatów przemysłu wydobywczego miały pełną świadomość, że ich działania doprowadzą do chaosu klimatycznego. Idąc za przykładem Wielkiego Tytoniu – który cyniczne negując wysoką szkodliwość papierosów i zwiększając ich potencjał uzależniający, skazał miliony palaczy na przedwczesną śmierć – przyjęły wspólną strategię okłamywania opinii publicznej, polegającą na wynagradzaniu skorumpowanych specjalistów za pisanie pseudonaukowych artykułów, tendencyjnym dobieraniu danych wspierających fałszywe wnioski oraz rozpowszechnianiu teorii spiskowych. Od 1990 roku ExxonMobil, Royal Dutch Shell, Chevron i BP zarobiły 2 biliony dolarów. Nie byłoby to możliwe bez dotacji przekazywanych przez każdego z nas: zgodnie z wyliczeniami Międzynarodowego Funduszu Walutowego, które pomijają wydatki konsumenckie na paliwo i prąd, wynoszą one 5 bilionów dolarów rocznie.
Zmowa mająca na celu utrzymanie wzrostu gospodarki globalnej nawet za cenę pozbawienia Ziemi większości życia
Na marginesie codziennych „wiadomości ze świata” pojawiła się niedawno wzmianka o raporcie organizacji World Wildlife Fund, który ujawnił, iż cywilizacja przemysłowa wytrzebiła w ostatnich dekadach dwie trzecie populacji dzikich zwierząt Ziemi.
Dokument zawierał jeszcze bardziej wstrząsające dane: np. 84% spadek liczebności płazów, gadów i ryb; 94% redukcja populacji zwierząt w Ameryce Południowej. „Działalność gospodarcza” zepchnęła przyrodę na krawędź istnienia. Ekspansja industrializmu zamieniła trzy czwarte lądu w pola uprawne, beton lub sztuczne zbiorniki wodne. Trzy czwarte rzek i jezior służy uprawie roślin lub hodowli zwierząt gospodarskich. Wiele z największych cieków – m.in. Ganges, Jangcy czy Nil – nie dociera już do morza. Połowa światowych lasów i terenów podmokłych została wyniszczona bezpowrotnie. W efekcie Ziemia utraciła ponad 50% swojej roślinności.
Przyczyną tego wielkiego wymierania planetarnego jest stale rosnąca cywilizacja. Ekonomiści klasyczni uczynili wzrost jedyną miarą „sukcesu”. „Wzrost zielony”, propagowany w obliczu zagłady przez techno-fantastów, to zwyczajny mit, zaś pomysł „odłączenia” produktu krajowego brutto od eksploatacji surowców naturalnych i emisji gazów cieplarnianych jest po prostu urojeniem. Wskazanie beneficjentów karmionej bez opamiętania obsesji wzrostu nie jest rzeczą trudną. Państwa zrzeszone w Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), w których mieszka 18% populacji homo sapiens, generują aż 74% PKB świata, z kolei górne 10% osobników najzamożniejszych odpowiada za ponad połowę cywilizacyjnych emisji węglowych. ▣
Nikt i nic nie cofnie czasu i nie zmieni naszego zbiorowego, termodynamicznego pędu ku upadkowi i wymarciu. Pięć dekad temu „pustynny anarchista” Edward Abbey radził przytomnie: Fanatyków wzrostu gospodarczego należy otoczyć opieką lekarską. Jak podsumował prof. Guy R. McPherson: Chciwość zwyciężyła. Patriarchat i socjopatia zwyciężyły. Cywilizacja zwyciężyła. Tym samym przegraliśmy wszyscy.
Kompilacja komentarzy Noama Chomsky’ego.
„Wirtualny parlament” i korporacyjny merkantylizm
Neoliberalizm to otwarty atak na demokrację. Celem jest zminimalizowanie wpływu państwa. Zmniejszając wpływ państwa, zwiększasz wpływ czegoś innego: prywatnych tyranii (tj. korporacji), których amoralność jest warunkiem koniecznym. Państwo jest areną, na której społeczeństwo zasadniczo odgrywa jakąś rolę w ustalaniu strategii politycznej. W sektorze prywatnym nie odgrywa żadnej roli.
Uważam, że państwo jest instytucją nielegalną i należy ją zlikwidować. Ale nie może to nastąpić tak długo, jak istnieje władza prywatna – coś znacznie gorszego od władzy państwowej. To system, który nie odpowiada przed opinią publiczną. Neoliberalizm dąży do tego, by ograniczyć sferę, w której społeczeństwo może coś zmienić. Arenę publiczną należałoby powiększać w klasyczny sposób – poprzez interakcje i współdziałanie. To pracownicy powinni mieć kontrolę nad miejscem pracy, a nie prywatni tyrani. To ludzie powinni mieć kontrolę nad swoją społecznością. Gdyby udało się wyeliminować silną koncentrację władzy prywatnej, dążenia w kierunku rozmontowania systemu państwowego byłyby całkowicie uzasadnione i słuszne.
Powróćmy do świata, w którym żyjemy. Przyjrzyjmy się istocie omawianej ideologii – tzw. liberalizacji finansowej. Po II wojnie światowej wprowadzono przepisy finansowe, które tworzyły rządową przestrzeń do wspierania programów wspieranych przez społeczeństwa. Teraz, gdy nie istnieją żadne ograniczenia w przepływie kapitału i możliwy jest swobodny atak na waluty, funkcjonuje to, co międzynarodowi ekonomiści nazywają „wirtualnym parlamentem” inwestorów i pożyczkodawców, który może – cytuję z literatury technicznej – co chwilę przeprowadzać referendum w sprawie polityki rządu. A gdy ci „wirtualni parlamentarzyści” uważają, że polityka jest „irracjonalna”, mogą „zagłosować” przeciwko niej poprzez ucieczkę kapitału, atak na walutę itd. Polityka „irracjonalna” z definicji przynosi korzyści ludziom – nie zwiększa korporacyjnych profitów, dostępu do rynku itd. Dlatego rządy mają do czynienia z tzw. podwójnym okręgiem wyborczym – własną populacją i „wirtualnym parlamentem”. Ten ostatni zazwyczaj wygrywa. Z pewnością w zubożonych krajach Globalnego Południa. Kraje bogatsze nie przyjęły kompletnego pakietu neoliberalnego, ale to, co zaadaptowały, przynosi przewidywalne skutki.
Nawiasem mówiąc, neoliberalne posunięcia tak naprawdę nie służą nawet ustanowieniu systemu rynkowego. Prywatna korporacja istnieje poza nim. Analiza amerykańskiego handlu ujawnia, iż blisko połowa tego, co uchodzi w USA za handel, w ogóle nim nie jest. To tylko transakcje wewnętrzne korporacji, dokonywane ponad granicami przez „widzialną rękę”. Przykładowo połowa eksportu do Meksyku nie trafia do tamtejszej gospodarki. Części montowane w Stanach są przerzucane do meksykańskiego oddziału tej samej firmy – np. Ford Motor Company. Nazywa się to eksportem. Kiedy komponenty wracają z powrotem, mówi się o imporcie. To nie jest handel – to korporacyjny merkantylizm. Stanowi on ogromną część światowego handlu. W jego ramach rynek funkcjonuje tylko na marginesie i służy przede wszystkim kontrolowaniu ludzi.
Ci, którzy sterują światową gospodarką, bronią się skutecznie przed dyscypliną rynkową. Poważne badania odkryły, że każda z największych korporacji transnarodowych skorzystała z interwencjonistycznej polityki swojego rządu. Część z nich została uratowana przed całkowitym upadkiem dzięki przejęciu przez państwo lub pakietom pomocowym podatników. Korporacje znajdują się poza systemem rynkowym, a ich wewnętrzne transakcje są planowane centralnie. Korporacje to gospodarki planowe. Neoliberalizm jest de facto atakiem zarówno na rynek, jak i na demokrację.
Rynek, „efekty zewnętrzne” i ryzyko systemowe
Argumentuje się, że rynki są wspaniałe, bo zwiększają wybór. W rzeczywistości go ograniczają. Większość dostępnej oferty nie jest dobra dla nas, naszych dzieci, społeczności i środowiska. Rynki promują konsumpcję indywidualną. Stymulują i utrwalają to, co sprzyja władzy i światowi biznesu: zajmowanie się sobą i gromadzenie towarów. Każdy, kto uczył się podstaw ekonomii lub o nich czytał, wie, że rynki powinny być systemami, w których świadomi konsumenci dokonują racjonalnych wyborów. Co oglądamy na ekranie telewizora? Zmyślne zabiegi potężnej branży public relations, która dba o to, by niedoinformowani konsumenci dokonywali nieracjonalnych wyborów.
Ekonomiści dobrze wiedzą, że systemy rynkowe są nieefektywne, a doktryna „samoregulacji” to czysta fantazja. Ważniejsze jednak jest uświadomienie, iż są one receptą na gatunkowe samobójstwo. Przyjmując najwęższą z perspektyw, rozpatrzmy sprzedaż-kupno auta. Zgodnie z teorią ekonomiczną uczestnicy tej transakcji widzą wyłącznie swoją korzyść. Nie biorą pod uwagę wpływu wymiany na innych. Kiedy ktoś sprzedaje samochód, podnosi ceny benzyny, potęguje zanieczyszczenie środowiska, korki itd. Te skutki uboczne ekonomiści określają mianem „efektów zewnętrznych”. Systemy rynkowe je ignorują.
Nie inaczej jest w świecie finansów. W interesie instytucji finansowych leży podejmowanie ogromnego ryzyka. Jeśli są dobrze zarządzane, obliczają potencjalną stratę własną. W kalkulacjach nie uwzględniają tzw. ryzyka systemowego, czyli konsekwencji swoich poczynań dla całego systemu. Szacunki ryzyka są mocno zaniżone, a zatem jest go znacznie więcej, niż pozwalałyby na to parametry systemu bazującego na rozsądku. Inwestorzy również nie myślą o tym, że wywołany przez nich krach mógłby zniszczyć architekturę finansów wskutek „efektu zarażania”. System został zbudowany tak, aby wzmacniać wyjątkowo niebezpieczne właściwości.
Od lat 80. aparat regulacji prawnych zakazujących ryzykownych praktyk został usunięty. Od tamtej pory dominują coraz bardziej egzotyczne instrumenty finansowe. Dlatego każdy kolejny kryzys jest gorszy od poprzedniego. W 2008 roku agenci AIG uwikłani w ryzykowne transakcje doprowadzili potentata sektora ubezpieczeń na skraj bankructwa. Cały system był o krok od upadku. Oczywiście z pomocą pospieszyło spółce państwo, którego zadaniem jest ochrona plutokratów. Zasady rynkowe są dla ubogich. Kiedy rząd ratuje banki, z ust polityków słyszymy, że za interwencją stoi chęć powrotu do „motywu zysku”, a nie motywów politycznych, tj. udziału ludności w podejmowaniu decyzji. Przesłanie jest niedwuznaczne: nienawidzimy demokracji; nie chcemy, aby opinia publiczna była zaangażowana w proces decyzyjny; jesteśmy tu po to, aby chronić prywatne tyranie. Korporacje mogą spokojnie koncentrować się na zarobku krótkoterminowym kosztem dobra ogółu.
Zmiana klimatu to jeszcze jeden „efekt zewnętrzny”. Autorzy kampanii propagandowych, które podawały w wątpliwość wywołane przez cywilizację globalne ocieplenie, doskonale wiedzą, że jest ono faktem. Zapisy prawa obligują dyrektorów korporacji do maksymalizowania zysków i udziału w rynku. Odgrywając swoją instytucjonalną rolę, członkowie zarządów pozostają ślepi na każdy „efekt zewnętrzny”. Szkopuł w tym, że w tym przypadku jest nim wymarcie gatunku. W moralnej kalkulacji kapitalizmu dodatni bilans kwartalny wygrywa z przyszłością dzieci. Funkcjonuje tu ta sama, nieodłączna logika systemu rynkowego, która w sferze finansów przesłania ryzyko systemowe.
Jeśli jest Pani/Pan subskrybentem/stałym czytelnikiem bloga i uznaje moją pracę za wartościową i zasługującą na symboliczne wsparcie, proszę rozważyć możliwość zostania moim Patronem już za 5 zł miesięcznie. Dziękuję.
Oprac. exignorant