Globalne niedobory wody i ich konsekwencje:
Skutki nadmiernej eksploatacji wód podziemnych są bardziej katastrofalne, niż sądzono
Odkryto kolejną, spowodowaną przez człowieka katastrofę ekologiczną. Rozgrywa się pod naszymi stopami.
Rolnictwo zużywa około 70% wody wypompowywanej z podziemnych warstw wodonośnych świata. Miasta wykorzystują pozostałe 30%. Ekspansja przemysłu sprawia, iż opróżnianie tych rezerwuarów przebiega dużo gwałtowniej od tempa, w jakim są one uzupełniane przez przyrodę. Co więcej, sytuację pogarsza nagła zmiana klimatu.
Jak się okazuje, na drodze ku katastrofie pojawiają się liczne skutki uboczne. W badaniu opublikowanym 25 grudnia 2019 r. stwierdzono, iż redukcja gruntowych zasobów wodnych powoduje też spadek poziomu strumieni i rzek. Wody powierzchniowe są równie ważne jak warstwy wodonośne – od nich zależy produkcja żywności i energii. Nowe odkrycie pokazuje, że kondycja planetarnych systemów wodnych jest o wiele gorsza, niż sądzono.
Zlewnie to obszary, na których strumienie i rzeki – zasilane deszczem i wodami roztopowymi – wpływają do wspólnego, większego akwenu. Ich integralną częścią są wody podziemne. Wszystkie te systemy są połączone, mówi Betsy Otto, dyrektor globalnego programu wodnego w Światowym Instytucie Zasobów (World Resource Institute – WRI). Kiedy pompujesz wody gruntowe, czerpiesz je także ze strumieni dopływowych, które wpadają do wód powierzchniowych. Pobierasz wodę z rzeki. Jason Morrison, prezes Instytutu Pacyficznego (Pacific Institute), który jest współautorem analizy, dodaje: Nadmierna eksploatacja wód podziemnych to jeden z cichych dramatów. Jej skutki są poważniejsze, niż nam się wydawało. Przypominamy Kojota z animacji o Strusiu Pędziwiatrze, któremu tylko się zdaje, że wciąż biegnie – w rzeczywistości wisi nad przepaścią i przebiera nogami w powietrzu.
Nowa praca badawcza jest przełomowa, gdyż koncentruje się na wpływie, jaki na zlewnię wywiera proces intensywnego wydobywania wody z ziemi. Autorzy zdefiniowali krytyczne progi: 1) zmniejszony przepływ strumienia przez co najmniej trzy oddzielne miesiące, dwa lata z rzędu; 2) przepływ, który nie jest w stanie utrzymać ekosystemu przy życiu. Krytyczne progi zostały przekroczone w wielu zlewiskach. Ważnym odkryciem jest ustalenie, iż stosunkowo niewielka ilość wody pozyskana z warstwy wodonośnej – zaledwie pół metra – może prowadzić do utraty strumienia, wyjaśnia Yoshihide Wada, dyrektor programu wodnego w Międzynarodowym Instytucie Analiz Systemów Stosowanych (International Institute for Applied Systems Analysis). To zaskakujące, ponieważ w wielu regionach taki półmetrowy lub metrowy spadek poziomu wód gruntowych jest już faktem.
Nawet tam, gdzie wyczerpywanie podziemnych warstw wodonośnych stanowi zagrożenie egzystencjalne lub gospodarcze, rządy praktycznie nie reagują, zauważa Upmanu Lall, dyrektor Centrum Wodnego Columbii (Columbia Water Center) w Nowym Jorku. Najgorsza wiadomość jest taka, że szacunki dotyczące szybkości wyczerpywania wód gruntowych i oddziaływania tego procesu na wody powierzchniowe „prawdopodobnie są zbyt optymistyczne”. Innymi słowy, naukowcy przyznają, iż podobnie jak w przypadku opracowanych przez ONZ szacunków tempa globalnego ocieplenia, niebezpieczeństwa związane z wyczerpaniem wód podziemnych zostały znacznie zaniżone.
Dodatnie sprzężenia zwrotne klimatu uruchomione przez silnik cieplny cywilizacji przemysłowej:
→ 86. Badanie opublikowane 8 stycznia 2020 r. w Nature ustaliło, że topnienie lodu morskiego na Oceanie Arktycznym przyspiesza rozpad wiecznej zmarzliny i uwalnianie dwutlenku węgla do atmosfery. Byliśmy zaskoczeni odkryciem, że topnienie permafrostu nie tylko pokrywało się z okresami najintensywniejszego ocieplenia Ziemi; było ono znacznie bardziej prawdopodobne, gdy wody Arktyki były wolne latem od lodu, powiedział Gideon Henderson z Uniwersytetu Oxfordzkiego. To odkrycie dotyczące przeszłych zachowań wiecznej marzłoci sugeruje, że spodziewana w niedalekiej przyszłości utrata arktycznego paku morskiego przyspieszy jej dezintegrację, dodał uczony. Według naukowców wywołany zanikiem lodu morskiego napływ wilgoci prawdopodobnie zwiększa pokrywę śnieżną na Syberii, która izolując podłoże od zimowego chłodu, potęguje zjawisko topnienia wiecznej zmarzliny.
Badanie: Cywilizacja przemysłowa jest silnikiem cieplnym:
Raport opublikowany w 2019 r. przez Rainforest Action Network, BankTrack, Indigenous Environmental Network, Oil Change International, Sierra Club i Honor the Earth – zatwierdzony przez ponad 160 organizacji na całym świecie – ujawnił, że od chwili przyjęcia paryskiego porozumienia klimatycznego w 2015 r. 33 banki globalne przekazały koncernom wydobywczym 1,9 biliona dolarów. Roczna kwota finansowania odnotowała wzrost po 2016 r. Z tej oszałamiającej puli aż 600 miliardów dolarów trafiło do 100 firm, które prowadzą najbardziej agresywną ekspansję paliw kopalnych. Ustalenia pokazują, iż praktyki biznesowe głównych banków – racjonalne z punktu widzenia gospodarczego modelu cywilizacji przemysłowej nieustającego wzrostu – są ślepe na rozgrywającą się katastrofę klimatyczną.
Naukowcy spodziewali się dużego obniżenia poziomu koncentracji fluorowęglowodoru HFC-23 w atmosferze, ponieważ Indie i Chiny, dwa główne źródła tego potężnego gazu cieplarnianego, poinformowały w 2017 r., że prawie całkowicie wyeliminowały jego emisje. Jednak badanie zamieszczone 21 stycznia 2020 r. w Nature Communications stwierdziło, iż do 2018 r. stężenie HFC-23 – stosowanego w lodówkach, inhalatorach i klimatyzatorach – nie spadło, ale wzrosło w rekordowym tempie. Trend trwa od dziesięcioleci. Okazuje, że nie udało się go zatrzymać. Uczeni są tym faktem zaskoczeni i zaniepokojeni. Wywrze on negatywny wpływ na klimat i Protokół montrealski – międzynarodowy traktat, którego celem była naprawa cienkiej, stratosferycznej warstwy ozonowej. Czynniki chłodnicze z grupy HFC miały być panaceum na dziurę ozonową powstałą nad Antarktydą w latach 80. XX w. Zastąpiły one setki substancji chemicznych stosowanych w aerozolach, które zubożały ozon chroniący Ziemię przed szkodliwymi promieniami słonecznymi. Tymczasem jedna tona emisji HFC-23 odpowiada uwolnieniu ponad 12 000 ton dwutlenku węgla. Oznacza to, iż w latach 2015–2017 nie udało się zapobiec wprowadzeniu do atmosfery ilości fluorowęglowodoru będącej równowartością rocznych emisji CO2 Hiszpanii.
Nowy mechanizm wymierania planetarnego:
Rosnące zakwaszenie Oceanu Spokojnego rozpuszcza skorupy larw krabów
Naukowcy odkryli, że krab Dungeness, jeden z najbardziej cenionych przez cywilizację gatunków, zaczyna słabnąć, ponieważ jego larwy zdradzają już symptomy negatywnego wpływu rosnącej gwałtownie kwasowości Pacyfiku. Badanie opublikowane 22 stycznia 2020 r. w piśmie akademickim Science of the Total Environment – sfinansowane przez Narodową Służbę Oceaniczną i Atmosferyczną USA – odkryło, że nadmierne zakwaszenie oceanu rozpuszcza zewnętrzny szkielet larw kraba, co ogranicza ich skuteczność w podtrzymywaniu wzrostu mięśni i sprawia, że organizmy te stają się bardziej podatne na ataki drapieżników. Niższe poziomy pH pomogły również zdestabilizować mechanoreceptory larw, co zwiększa niebezpieczeństwo utraty ważnych funkcji sensorycznych i behawioralnych. Naukowcy postawili hipotezę, iż nieprawidłowe wzorce zachowań zaobserwowane u różnych gatunków skorupiaków – spowolnione ruchy, wydłużony okres poszukiwań pożywienia przy mniejszym udziale dotyku, a także upośledzona zdolność pływania – mogą być spowodowane podwyższoną kwasowością wód oceanicznych. Biorąc pod uwagę, jak ważną rolę odgrywają te zwierzęta w ekosystemie morskim, ich osłabienie może mieć katastrofalne skutki. Tymczasem praca badawcza uczonych z Uniwersytetu Stanowego w Portland, zamieszczona w styczniu 2020 r. w Limnology and Oceanography Letters, wykazała, że mikroplastik zaburza proces rozmnażania krabów piaskowych, które poszukują żywności poprzez filtrowanie ziarenek piasku. Kraby piaskowe są pokarmem ryb, ptaków i ssaków morskich.
Zakładano, że proces topnienia wiecznej zmarzliny arktycznej będzie przebiegał stopniowo, zaś ludzkość zdoła na czas zredukować emisje dwutlenku węgla, aby zapobiec powstaniu samonapędzającego się, błędnego koła topnienia lodu i ocieplania planety. Niestety, badanie opublikowane 3 lutego 2020 r. w Nature Geoscience stwierdziło, iż prognozy dotyczące ilości węgla uwalnianej poprzez powolne i równomierne rozmrażanie podłoża Arktyki pomijają zjawisko nagłego rozpadu skutej lodem gleby, które czasem następuje w ciągu kilku dni. Obejmie ono nawet 20% wiecznej marzłoci i wyemituje o ∼50% więcej gazów cieplarnianych, niż prognozowano. Zmarzlina zawiera skały, glebę, piasek i czysty lód. Zalegająca w niej obfitość węgla to pozostałość po życiu, które kiedyś kwitło na dalekiej północy. Ta materia – szczątki roślin i zwierząt, a także drobnoustroje – nigdy nie uległa całkowitemu rozkładowi i była zamrożona przez wiele tysięcy lat. Marzłoć rozciąga się na obszarze o łącznej powierzchni Kanady i Stanów Zjednoczonych (∼20 milionów kilometrów kwadratowych) – zawiera ∼1500 miliardów ton węgla, czyli dwa razy więcej niż obecne jego koncentracje atmosferyczne i trzy razy więcej niż całkowita jego ilość wyemitowana od początku industrializacji. Obecne modele klimatyczne nie uwzględniają możliwości szybkiej dezintegracji wiecznej zmarzliny oraz emisji gazów, która będzie jej następstwem. Nagłe rozmrażanie jest szybkie i dramatyczne, powiedziała Merritt Turetsky, główny autor pracy badawczej i kierownik Instytutu Badań Arktycznych i Alpejskich w Boulder. Lasy stają się jeziorami w ciągu miesiąca, osuwiska tworzą się bez ostrzeżenia, a niewidzialne wycieki metanu połykają skutery, dodała uczona.
Jak bardzo może przyspieszyć szóste wymieranie planetarne?:
Naukowcy NASA przeprowadzający Eksperyment Arktycznej Wrażliwości Borealnej (Arctic Boreal Vulnerability Experiment – AboVE) wykorzystali w 2017 r. samoloty wyposażone w nowej generacji spektrometr, aby w podczerwieni zobrazować 30 000 kilometrów kwadratowych arktycznego krajobrazu. Wysoce wyspecjalizowany przyrząd nie zawiódł. Wykryliśmy 2 miliony aktywnych wyrzutów metanu, którego koncentracje przekraczały 3 000 części na milion, powiedział Clayton Elder z Laboratorium Napędu Odrzutowego w Pasadenie, główny autor badania opublikowanego 10 lutego 2020 r. w Geophysical Research Letters. Od czasu przeprowadzonych obserwacji sytuacja ulega dalszemu pogorszeniu: w 2018 r. i 2019 r. Arktyka ponownie doświadczyła rekordowych temperatur zarówno zimą, jak i latem. Ponadto wyniki ujawniły pewną prawidłowość: źródła metanu znajdowały się nie dalej niż 40 metrów od akwenów takich jak jeziora i strumienie.
Autorzy badania opublikowanego 3 stycznia 2020 r. w Geophysical Research Letters przedmiotem swojego dochodzenia uczynili chmury i ich znaczenie dla klimatu Ziemi. Uczeni stwierdzili, iż podwojenie atmosferycznych koncentracji dwutlenku węgla w stosunku do poziomu bazowego z 1750 r., który wynosił 280 ppm (części na milion), przyczyni się do utraty chmur i tym samym przyspieszy dodatnie sprzężenia zwrotne i znacznie ociepli Ziemię w krótkim czasie. Warunki te są już faktem: odpowiednik CO2 łącznych stężeń gazów cieplarnianych w powietrzu przekracza już 560 ppm (przy uwzględnieniu metanu i tlenku azotu).
Okazuje się, że El Niño nie jest już konieczny, by przyspieszyć wymieranie planetarne. Eksperci meteorologiczni prognozują, że temperatury w 2020 r. będą ekstremalnie wysokie. Miesiące, w których panują warunki neutralne ENSO (oscylacja południowa), są już cieplejsze niż w przeszłości, ponieważ (nagła) zmiana klimatu powoduje wzrost temperatur powietrza, powierzchni morza i głębi oceanów, powiedział 2 marca 2020 r. Petteri Taalas, sekretarz generalny Światowej Organizacji Meteorologicznej (World Meteorological Organization – WMO). Sygnał wywołanej przez człowieka zmiany klimatu jest teraz równie silny, jak ten, za który odpowiadają potężne siły przyrody takie jak El Niño. Oznacza to, że nawet bez tego zjawiska ponadprzeciętne wartości temperatur powierzchni morza – odnotowywane w regionach tropikalnych i poza nimi – intensywnie rozgrzeją ląd.
Nagła zmiana klimatu przyspieszyła: „Szalone tempo” zanikania lodu morskiego Antarktydy po 2014 r.:
Według Globalnego Systemu Prognoz (Global Forecast System – GFS) Narodowych Centrów Prognoz Środowiskowych (National Centers for Environmental Prediction – NCEP) 24 grudnia 2019 r. na Antarktydzie padł dzienny rekord topnienia. Objęło ono około 15% powierzchni kontynentu. Dane pochodzą z Modèle Atmosphérique Régional (MAR), modelu stosowanego w badaniach meteorologicznych i klimatycznych. Xavier Fettweis, klimatolog z belgijskiego Uniwersytetu w Liège, który opublikował wyniki, powiedział, że od listopada 2019 r. produkcja wody jest o 230% wyższa od średniej. To kolejny rekord. Tuż przed rozpoczęciem sezonu topnienia zaobserwowaliśmy załamanie prądu strumieniowego Antarktydy, poinformował uczony.
Na Antarktydzie po raz pierwszy zarejestrowano temperaturę powyżej 20°C. Kolejna oznaka zdestabilizowanego systemu klimatycznego Ziemi. Rekordową wartość 20,75°C odczytali 9 lutego 2020 r. na wyspie Seymour brazylijscy naukowcy. Zdarzenie potwierdza trend obserwowany w regionie, który ogrzał się od epoki przedindustrialnej o ∼3°C.
Według najbardziej kompletnej z dotychczasowych analiz, przeprowadzonej przez 89 naukowców z 50 organizacji międzynarodowych i opublikowanej 11 marca 2020 r., polarne czapy lodowe Grenlandii i Antarktydy topnieją sześć razy szybciej niż w latach 90. W 2010–2019 średnia roczna utrata lodu wyniosła 475 miliardów ton. Uczeni stwierdzili, że takie tempo pokrywa się z najczarniejszym scenariuszem ocieplenia klimatu opracowanym przez Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC). Wyniki wyprowadzono z danych z 26 ekspedycji badawczych i 11 misji satelitarnych, które śledziły zmieniającą się objętość, prędkość przepływu i masę lądolodów.
Nowa era niedoborów żywności – echo upadłych cywilizacji:
Badanie przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Nowojorskiego (NYU) i brytyjskiej Służby Antarktycznej wykazało, że masywna pokrywa lodowa zwana „lodowcem dnia zagłady” topi się szybciej, niż sądzili eksperci. Uczeni wwiercili się w lodowiec Thwaites położony w Antarktydzie Zachodniej na głębokość 60 metrów, aby zmierzyć temperatury na „linii uziemiającej”, gdzie lód styka się z oceanem. Okazało się, iż temperatura wody znajduje się 2ºC powyżej wartości zamarzania. Odkrycie ma ogromne implikacje dla globalnego wzrostu poziomu morza, napisał 29 stycznia 2020 r. David Holland z NYU. W ciągu kilku dekad lodowiec Thwaites stracił 600 miliardów ton lodu – w ostatnich latach tempo procesu przyspieszyło do 50 miliardów ton rocznie. Lód unosi się na wysokość ponad 1,5 kilometra od morskiego dna i zapada w morze z prędkością ponad 3 kilometrów rocznie. To naprawdę bardzo zła sytuacja. Lodowiec utraci swoją stabilność, dodał Holland.
Ocean magazynuje znacznie więcej ciepła niż atmosfera. Głębokie morze otaczające Antarktydę gromadzi energię cieplną, która ogrzałaby powietrze o 200ºC. Międzynarodowa grupa badawcza pod przewodnictwem uczonych ze Szwecji zgłębiła fizykę prądów oceanicznych w pobliżu lodowców dryfujących u wybrzeży Antarktydy. Pomiary wskazują na wzrost tempa topnienia, szczególnie w pobliżu niektórych części Antarktydy i Grenlandii. Prawdopodobnie zjawisko to jest powiązane z ciepłymi, słonymi prądami oceanicznymi, które krążąc wokół szelfu kontynentalnego, topią lód od spodu, wyjaśniła Anna Wåhlin, główny autor badania opublikowanego 26 lutego 2020 r. w Nature i profesor oceanografii na Uniwersytecie w Göteborgu. Odkryliśmy niezwykle ważne sprzężenie zwrotne. Szelf lodowy stanowi swoją najlepszą ochronę przed wtargnięciem ciepłej wody. Kiedy lód staje się cieńszy, ciepło oceaniczne wpływa i topi szelf, który kurczy się jeszcze bardziej. To niepokojące, ponieważ szelfy lodowe zmniejszają już swoją objętość wskutek globalnego ocieplenia powietrza i oceanów, wyjaśniła Céline Heuzé, klimatolog na Wydziale Nauk o Ziemi Uniwersytetu w Göteborgu.
Pożegnanie z „klimatyzatorem Ziemi”:
Badanie opublikowane 8 stycznia 2020 r. w Nature ustaliło, że zanikanie lodu morskiego na Oceanie Arktycznym przyspiesza rozpad wiecznej zmarzliny i uwalnianie dwutlenku węgla do atmosfery. Byliśmy zaskoczeni odkryciem, że topnienie permafrostu nie tylko pokrywało się z okresami najintensywniejszego ocieplenia Ziemi; było ono znacznie bardziej prawdopodobne, gdy wody Arktyki były wolne latem od lodu, powiedział Gideon Henderson z Uniwersytetu Oxfordzkiego. To odkrycie dotyczące przeszłych zachowań wiecznej marzłoci sugeruje, że spodziewana w niedalekiej przyszłości utrata arktycznego paku morskiego przyspieszy jej dezintegrację, dodał uczony. Według naukowców wywołany utratą lodu morskiego napływ wilgoci prawdopodobnie zwiększa pokrywę śnieżną na Syberii, która izolując podłoże od zimowego chłodu, potęguje zjawisko topnienia wiecznej zmarzliny.
Naukowcy z Instytutu Oceanograficznego Scrippsów Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego obliczyli w 2019 r., że utrata tego, co pozostało z letniego lodu morskiego Arktyki i jego zdolności do odbijania energii słonecznej z powrotem w kosmos, byłaby równoznaczna z dodaniem jednego biliona ton dwutlenku węgla do atmosfery, w której jest już 2,4 biliona ton tego gazu wyemitowane przez cywilizację od początku epoki przemysłowej. Odpowiada to w przybliżeniu 25 latom aktualnych globalnych emisji CO2.
Badania: Trwa szóste wielkie wymieranie planetarne wywołane przez człowieka cywilizowanego:
Tempo wymierania roślin jest co najmniej setki razy wyższe od historycznej normy
Fragment komentarza współautorów badania opublikowanego 22 sierpnia 2019 r. w Current Biology: Jesteśmy częścią międzynarodowego zespołu, który ostatnio przeanalizował wymarcie 291 roślin. Przyjrzeliśmy się, dlaczego i kiedy wyginęły; zbadaliśmy, jak wyjątkowe były poszczególne gatunki. Uzbrojeni w te informacje, postanowiliśmy dociec, jakie są różnice między wymieraniem na obszarach o bogatej i uboższej różnorodności biologicznej. Zgodnie z oczekiwaniami odkryliśmy, że te pierwsze tracą gatunki szybciej i w większej liczbie. Rolnictwo i urbanizacja są ważnymi czynnikami powodującymi wymieranie. Potwierdzamy ogólne przeświadczenie, iż destrukcja siedlisk to główna przyczyna większości wyginięć. Szczególnie narażone są wieloletnie rośliny zielne, takie jak trawy. Wykazujemy, iż tempo wymierania było wyższe od historycznej normy nawet 350 razy. Inni naukowcy spekulowali, że w ciągu kolejnych dekad będzie ją przekraczać kilka tysięcy razy. Bioróżnorodność ucierpi wskutek zmiany klimatu. Obecne szacunki wymierania roślin należy bez cienia wątpliwości uznać za rażąco zaniżone. Oznaki są wyraźne i jednoznaczne. Gdy przyjmiemy, iż rok kalendarzowy odpowiada 4,5-miliardowej historii Ziemi, okaże się wówczas, że życie wyewoluowało mniej więcej w czerwcu, dinozaury pojawiły się w okolicach Bożego Narodzenia, zaś antropocen (inaczej epoka ‚człowieka przemysłowego’; przyp. tłum.) rozpoczął się w ciągu ostatniej milisekundy przed Nowym Rokiem. Tempo wymierania, które w tak krótkim czasie zdążyło setki razy wyprzedzić historyczną normę, to katastrofa dla przyszłości planety.
Weterynarz o realiach nagłej zmiany klimatu w Australii:
Nic dziwnego, że środowisko życia zanika w Australii w szalonym tempie: 2019 był najcieplejszym rokiem w historii tego kraju. Rządowe Biuro Meteorologii podało 2 stycznia 2020 r., że średnia temperatura odnotowana w ciągu minionych 12 miesięcy była wyższa od średniej z 1750 r. (początek rewolucji przemysłowej) o ponad 2,5°C!
Rozległych zniszczeń doświadczają rezerwaty przyrody z listy światowego dziedzictwa UNESCO. Do 15 stycznia 2020 r. spłonęło 80% obszaru Gór Błękitnych i 50% Lasów Gondwana – najbardziej rozległych subtropikalnych lasów deszczowych na Ziemi, które istnieją od ery dinozaurów.
Liczba dzikich zwierząt, które padły ofiarą katastrofalnych pożarów, wzrosła do ponad 1 miliarda. Chris Dickman, profesor ekologii z Uniwersytetu Sydney, powiedział 7 stycznia 2020 r., że wynik podany wcześniej był poważnie zaniżony, ponieważ dotyczył tylko obszaru Nowej Południowej Walii i nie uwzględniał pewnych gatunków z uwagi na brak danych o populacjach. Pierwotna liczba – 480 milionów – obejmowała ssaki, ptaki i gady, bo dysponujemy informacjami o zagęszczeniu ich populacji. Szacunek ten nie jest już aktualny. Przy obecnym zasięgu pożarów w Nowej Południowej Walii statystyka ofiar wzrosła do ponad 800 milionów. Niestety, ona też nie odzwierciedla stanu faktycznego. Po wliczeniu nietoperzy, żab i bezkręgowców straty bez żadnych wątpliwości przekraczają 1 miliard. Nawet tę liczbę należy uznać za umniejszającą skalę tragedii, ostrzegł uczony. Ekosystemy nie mogą istnieć bez motyli, pająków i dżdżownic, które dbają o zapylanie, roznoszenie nasion, zdrowie gleb i recykling składników odżywczych. Stanowią też niezastąpione źródło pożywienia dla ogromnej liczby torbaczy, ptaków i ponad 90% jaszczurek. Nie sposób precyzyjnie oszacować, jak wiele bezkręgowców zginęło do tej pory, ale niewątpliwie są to setki miliardów. Dla niektórych gatunków oznacza to nieuchronne wymarcie, wyjaśnił profesor Dickman.
Naukowcy ustalili, że pożary buszu strawiły na przełomie 2019 i 2020 r. co najmniej 21% lasów Australii – wynik, który nie ma precedensu w skali globalnej. W badaniu, którego wyniki pojawiły się 24 lutego 2020 r. w Nature Climate Change, zanalizowano powierzchnię lasów spalonych rokrocznie na każdym kontynencie w ciągu ostatnich 20 lat. Dla większości kontynentów i typów lasów ten odsetek powierzchni całkowitej wynosił 4–5%. Wyjątkiem były tropikalne i subtropikalne suche lasy liściaste w Azji i Afryce – spłonęły one w 8–9%. Autorzy podkreślili, iż rekord, który padł w Australii, jest zaniżony, ponieważ opierał się na danych niekompletnych: nie uwzględniał ostatnich tygodni przed zakończeniem sezonu, a także skutków pożogi, jaka nawiedziła w tym samym czasie Tasmanię.
Naukowcy ostrzegali, że kiedy w Australii w końcu spadną deszcze, zmyją zwęglone resztki i gruzy do rzek, zapór i oceanu, co zabije dziką przyrodę i zanieczyści rezerwuary zaopatrujące w wodę duże miasta. Przez kilka miesięcy popiół, sadza i poczerniałe liście drzew kauczukowych gromadziły się wzdłuż linii brzegowych. Te szczątki pochodziły z pożogi, jaka ogarnęła ogromne obszary na południowym wschodzie kontynentu. Należały do nich także zlewnie. Właśnie tam deszcz rozpoczyna swoją lądową podróż ku rzekom, jeziorom i zaporom. Ta katastrofa ekologiczna, która nie ma precedensu w historii Australii, uderzy w ekosystemy przybrzeżne i rzeczne. Zaburzenia o takiej skali najpewniej wywrą negatywny wpływ na różnorodność biologiczną. Jestem bardzo zaniepokojony potencjalnym spustoszeniem ekosystemów słodkowodnych, powiedział Ross Thompson z Uniwersytetu Canberry. Ze względu na destrukcyjność pożarów – krajobrazy spłonęły niemal doszczętnie – poważny problem pojawi się wraz z nadejściem opadów. Nic nie powstrzyma tych ogromnych zanieczyszczeń przed spłynięciem do naszych zlewni, dodał Ricky Spencer z Uniwersytetu Zachodniego Sydney w Nowej Południowej Walii (NSW).
Burzowa pogoda, która w pierwszej dekadzie lutego 2020 r. spowodowała chaos i zniszczenia na wschodzie Australii, nie zakończyła panującej tam suszy. Gleby są tak odwodnione – w niektórych miejscach nie padało od trzech, a nawet pięciu lat – że powrót pożądanej wilgotności wymagałby nieustannych opadów przez cały rok. Hydrologowie uważają, iż potop, który ugasił wiele pożarów, oznacza, że nadeszła zapowiadana przyszłość: miasta są zalewane, zaś obszary wiejskie walczą z nieustającą i coraz bardziej intensywną suszą. Profesor Ashish Sharma z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii powiedział, że potężne ulewy wypaczają obraz sytuacji: mieszkańcy miast widząc, jak gromadząca się na twardych powierzchniach woda powoduje podtopienia i niszczy mienie, odnoszą mylne wrażenie, iż obszary wiejskie równie intensywnie odczuwają wpływ nawałnic. W ślad za ostatnimi ulewami – w niektórych regionach były one najcięższe od niepamiętnych czasów – w większości dotkniętych suszą miast Nowej Południowej Walii zaobserwowano „znikomy” wzrost poziomu wody w zaporach, ponieważ większość deszczówki spłynęła do rzek, stwierdził rzecznik WaterNSW, spółki zarządzającej zasobami wodnymi stanu. Pomimo napędzanych zmianą klimatu ekstremalnych deszczów, Sharma i jego zespół przewidują, że nie nadążą one za wzrostem temperatur. Umiarkowane i częste opady, stanowiące „fundament całkowitego zaopatrzenia w wodę”, nie przestaną zanikać.
Ukrywanie „granic wzrostu” przez finansowych iluzjonistów dobiegło końca:
Według Światowego Przeglądu Energetycznego BP w 2019 r. popyt Chin na energię spadł do 1,1% rocznie, czyli jednej piątej zapotrzebowania z ostatnich 22 lat (5,9%). Oznacza to, że oficjalna statystyka rządu sztucznie zawyża poziom wzrostu PKB.
Szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego (International Monetary Fund – IMF) ostrzegła 17 stycznia 2020 r., że globalna gospodarka może ponownie pogrążyć się w Wielkim Kryzysie spowodowanym nierównością ekonomiczną i niestabilnością sektora finansowego. Przemawiając w Instytucie Ekonomii Międzynarodowej im. Petersona w Waszyngtonie, Kristalina Georgieva powiedziała, że nowe badanie MFW porównujące obecną gospodarkę z „ryczącymi latami dwudziestymi XX w.”, które zakończyły się krachem w 1929 r., ujawniło, iż podobny trend już się rozpoczął.
Globalna bańka zadłużenia pęka:
Według raportu Banku Rozrachunków Międzynarodowych (Bank of International Settlements – BIS) opublikowanego w styczniu 2020 r. katastrofa klimatyczna, określana też mianem „zielonego łabędzia”, doprowadzi do upadku globalnego systemu finansowego. Podobnie jak w przypadku „czarnego łabędzia”, kataklizm nastąpi praktycznie bez ostrzeżenia. Autorzy przyznają, iż światowe banki centralne nie dysponują środkami, które byłyby w stanie uporać się z serią kryzysów wywołanych zmianą klimatu. Nie można się od nich ubezpieczyć ani przed nimi zabezpieczyć. Różnica między „zielonym” a „czarnym łabędziem” sprowadza się do tego, że ten pierwszy z całą pewnością nadejdzie. Zdarzenie to jest nieporównanie poważniejsze niż większość systemowych kryzysów finansowych: stanowi egzystencjalne zagrożenie dla ludzkości, ostrzegł raport. BIS to organizacja złożona z 60 banków centralnych świata, w tym Rezerwy Federalnej USA i Europejskiego Banku Centralnego. Krótko mówiąc, najpotężniejsze instytucje finansowe alarmują, iż nowy globalny kryzys finansowy wywołany zmianą klimatu uczyni banki centralne i organy nadzoru finansowego bezsilnymi.
Cywilizacja i nierówność społeczna:
W 2019 r. przez prawie jedną czwartą krajów przetoczyła się fala protestów. Nowe badanie szacuje, iż liczba ta wzrośnie w 2020 r. Na świecie jest 195 państw, jeśli uwzględnimy Watykan i Palestynę. Według indeksu z 2019 r. w 47 z nich pojawiły się lub spotęgowały niepokoje społeczne. Model danych opublikowany 16 stycznia 2020 r. przez Verisk Maplecroft prognozuje wykładniczy skok z 47 do 75 państw. Analitycy z Wielkiej Brytanii podkreślają, że 2019 r. nie był „jednorazową erupcją” i trend utrzyma się w przyszłości.
Ocieplenie ziemskiej atmosfery przyspiesza:
W dniu 10 lutego 2020 r. koncentracje dwutlenku węgla w atmosferze po raz kolejny osiągnęły rekordowy poziom: Laboratorium Mauna Loa na Hawajach podało, że średnia dzienna ich wartość wyniosła 416,08 ppm.
Katastrofa w Zatoce Meksykańskiej:
Badanie przeprowadzone przez uczonych ze Szkoły Nauk Morskich i Atmosferycznych im. Rosenstiela (Uniwersytet Miami) odkryło, że po eksplozji na platformie wiertniczej Deepwater Horizon w 2010 r. trująca ropa rozprzestrzeniła się daleko poza granice śladu powierzchniowego, który zarejestrowały satelity. Zespół naukowców połączył techniki modelowania transportu nafty z danymi teledetekcyjnymi i próbkowaniem wody, aby uzyskać kompleksowy obraz wycieku. Okazało się, iż ta jego część, której nie wykryło obrazowanie satelitarne, jest ogromna i wysoce toksyczna dla fauny morskiej. Po wybuchu ropa przedostawała się do Zatoki Meksykańskiej przez 87 dni – najpierw dotarła do szelfu Florydy Zachodniej, brzegów Teksasu i archipelagu Florida Keys, a potem Prąd Zatokowy zaniósł ją aż do szelfu Florydy Wschodniej. Szczegóły analizy zostały opublikowane 12 lutego 2020 r. w Science Advances.
Sprint cywilizacji przemysłowej ku samozniszczeniu od 70 lat mierzony jest „tykaniem” hipotetycznego Zegara Zagłady (Doomsday Clock). Północ oznacza moment naszego gatunkowego wymarcia. Sędziami mierzącymi czas są uczeni z Biuletynu Naukowców Atomowych (Bulletin of Atomic Scientists). W dniu 23 stycznia 2020 r. Rachel Bronson, prezes BAS, ustawiła wskazówkę 100 sekund przed północą – najbliżej godziny kataklizmu globalnego od 1953 r., kiedy to Stany Zjednoczone i Związek Radziecki zdetonowały pierwsze bomby wodorowe. W swojej ocenie zagrożenia naukowcy uwzględnili przyspieszającą katastrofalną zmianę klimatu, rosnące prawdopodobieństwo użycia broni nuklearnej i innych destrukcyjnych technologii.
Jeśli jest Pani/Pan subskrybentem/stałym czytelnikiem bloga i uznaje moją pracę za wartościową i zasługującą na symboliczne wsparcie, proszę rozważyć możliwość zostania moim Patronem już za 5 zł miesięcznie. Dziękuję.
Oprac. exignorant