Wycena ginącej przyrody

Skrót artykułu Briana Davey’a.

Przedstawiciele globalnej elity władzy, którzy postulują za wprowadzeniem Nowego Zielonego Ładu (Green New Deal), określanego okazjonalnie „czwartą rewolucją przemysłową”, skupiają się w instytucjach takich jak Światowe Forum Ekonomiczne, Fundacja Billa i Melindy Gatesów czy Instytut Rockefellera. Sekunduje im 20 organizacji pozarządowych non-profit (m.in. Światowy Instytut Zasobów, Greenpeace, Avaaz i jego oddział Team B), a także ruchy (np. 350.org), które tworzą środowisko wywierające wpływ na członków Extinction Rebellion.

Są one prezentem dla korporacyjnej arystokracji, ponieważ pragną rozwiązać globalny „kryzys” klimatyczny i środowiskowy zamieniając „ratowanie świata” w maszynkę do zarabiania. Strategia ma rozpalić gasnący wzrost gospodarczy poprzez „finansializację przyrody”. Procesy naturalne staną się „kapitałem przyrodniczym”, wycenianym i sprzedawanym na rynkach finansowych. Kluczową jest tutaj koncepcja robienia forsy na ochronie „usług ekosystemu”. Proponowany system każe za nie zapłacić i dostarczy „czystych technologii”.

Ludy rdzenne często uważają przyrodę za rodzinę. Ziemię chronią jak własną matkę, ponieważ dała im życie. Wiedza o funkcjonowaniu otaczającego ich żywego świata pochodzi od przodków i jest przekazywana dzieciom. Nie oczekują zapłaty za szacunek wobec przyrody. Ich postępowanie determinuje etyka umiaru. Poczucie przywiązania, lojalności i odpowiedzialności było kultywowane na terenach wspólnotowych przez wiele stuleci, a nawet tysiącleci, zanim nie pojawili się zaborcy. Nasze społeczeństwo wyznaje zgoła inną „etykę”. Jeśli czegoś potrzebujemy, musimy to kupić za pieniądze. Uniknięcie zbiorowej śmierci wskutek destrukcji biosfery także rozpatrywane jest w kategoriach transakcji finansowej. Oto sedno ekonomii głównego nurtu.

W naszym społeczeństwie plutokraci postrzegają przyrodę jako magazyn zasobów. Ścięte drzewa mają wartość pieniężną. Nietknięty las jej nie posiada. Jeżeli zależy nam na ocaleniu lasu, musimy pójść za radą finansowych ćpunów i nadać mu tę wartość. Gdy ktoś uzna za pożądane przerobienie drzew na tarcicę, będzie musiał pokryć koszty utraty usług ekosystemu (np. pochłaniania CO2 i regulacji obiegu wody). Nowy argument brzmi: dumny posiadacz tych usług powinien otrzymać adekwatną zapłatę za ich ochronę.

Powiedzmy, że życie twojej matki jest zagrożone. Kwestię najważniejszą stanowi w tej sytuacji wycena jej wartości – oszacowanie, ile kasy jesteś gotów wyłożyć, by ją chronić. Skoro rodzicielka jest pozbawiona majątku, a ty toniesz w długach, równie dobrze możesz za parę groszy oddać ją w niewolę. To samo ma spotkać przyrodę. Przejmą ją rynki finansowe. Banki wyczarują z powietrza dowolną sumę pieniędzy w postaci pożyczek dla osób, które zapragnęły nabyć skrawek przyrody. Inni będą zbijać majątek na organizowaniu wymiany.

Wielu aktywistów zdaje się nie dostrzegać problemów związanych z tym zmyślnym planem. Powróćmy do sprawy ochrony lasów. Wspólnoty je zamieszkujące czerpały z leśnej obfitości w sposób zrównoważony. Nie otrzymywały za swoją troskę gratyfikacji pieniężnej. Teraz zostaną one wyeliminowane. Nie mogą przedłożyć certyfikatów własności pozyskanych na rynkach finansowych. Nowymi właścicielami będą uczestnicy tych rynków. Czy będą oni lepiej ochraniać lasy – na odległość, w swoich szklanych biurach? Taka jest logika nowego zielonego kolonializmu. Tak rozumują finansowe ćpuny. W ich umysłach następuje odwrócenie środków i celów. Celem graczy na rynkach kapitału przyrodniczego jest pomnażanie fortun poprzez ochronę środowiska naturalnego.

Dotychczasowe doświadczenia z podobnymi programami pokazały, że zarabianie wygrywa z przyrodą, ponieważ nie istnieje oczywista cena usług ekosystemu, utraty bioróżnorodności czy emisji dwutlenku węgla. Nie można nie wspomnieć o wymiarze moralnym wyceniania emisji gazów cieplarnianych, życia gatunków (z naszym włącznie) lub ekosystemów. Co więcej, z ustaleniem wartości monetarnej wiążą się problemy praktyczne – np. ludzie chętnie wyasygnują wyższe kwoty na ochronę pand, lecz z nieporównanie mniejszym entuzjazmem otoczą opieką odstręczające „robale”, węże i pająki, chociaż są one integralną składową ekosystemu. Większość z nas nie ma bladego pojęcia o funkcjonowaniu świata biologicznego czy klimatu. Niby jak mielibyśmy nadać im wartość?

W jaki sposób ma być kompensowana utrata różnorodności biologicznej?, pyta Tim Hayword. Koalicja Kapitału Przyrody (Natural Capital Coalition) opracowuje uzasadnienie ekonomiczne dla wyceny ekosystemów. W jej skład wchodzą potentaci ze sfery biznesu, księgowości i doradztwa. Przemysł finansowy zmierza w kierunku bardziej odpowiedzialnego inwestowania. Ta jednowymiarowa kwantyfikacja wartości całkowicie pomija fakt, że bioróżnorodność jest złożonym zjawiskiem jakościowym. Elementy biotyczne i ich otoczenie muszą być zróżnicowanie. Bycie zróżnicowanym oznacza bycie odmiennym na sposoby, których nie da się sprowadzić do wspólnego mianownika. Stąd istotą bioróżnorodności jest nieredukowalna wielość niewymiernych składowych. Idea „kompensowania” utraty bioróżnorodności jednego rodzaju poprzez ochronę lub poprawę stanu bioróżnorodności innego rodzaju oznacza ignorowanie samego znaczenia bioróżnorodności. Zatem idea jej kompensacji nie ma racjonalnego umocowania w trosce o środowisko, lecz w ekspansywnej, kapitalistycznej logice poszukiwania nowych źródeł zysku.

Decyzje o klimacie, istotnych funkcjach ekosystemu i gatunkach powinny być podejmowane demokratycznie – nie przez rynek, tylko przez ludzi, którzy będą żyć z ich konsekwencjami. Wiemy bardzo dobrze, co dzieje się na rynkach – gracze opracowują systemy, by obłowić się dzięki przekrętom. Praktykuje się to na niebywałą skalę w handlu uprawnieniami do emisji. Wszyscy zainteresowani są świadomi, że to jedno wielkie oszustwo. Język finansializacji przyrody racjonalizuje kontynuowanie stylu życia napędzanego węglem i destrukcją poprzez konstruowanie fałszywej fantazji, w którą będzie mógł wkupić się każdy, kogo na to stać.

Elitarni ekolodzy zapewniają, że Nowy Zielony Ład w Stanach Zjednoczonych stanie się globalnym procesem, bo światowa opinia publiczna będzie domagać się ogłoszenia klimatycznego stanu wyjątkowego. Kryje się za tym kampania PR prowadzona przez elitę z Davos. Ten plan szybko dobije przyrodę i ekosystem, ponieważ opiera się na dalszej ekspansji gospodarczej. Analiza śladu ekologicznego wykazała, iż cywilizacja przemysłowa zużywa dzisiaj złoża mineralne i energię biomasy tak, jakby miała do dyspozycji 1,7 Ziemi. Kompleksowe badania alarmowały już kilkadziesiąt lat temu, że jedynym gwarantem przetrwania gatunku ludzkiego i złożonego życia w ogóle było rychłe przestawienie się na konsumpcję nie wykraczającą poza granice pojemności środowiskowej planety. Gospodarka musiałaby się skurczyć. Gros bogactwa mierzonego walutami musiałoby ulec likwidacji.

Promotorzy Nowego Zielonego Ładu należą do 5% ludzkości, które zużywa 50% planetarnego węgla. Jak widać nie zamierzają narzucać sobie ograniczeń. Zależy im na podtrzymaniu i przyspieszeniu niekończącego się rozrostu gospodarki industrialnej – przyczyny trwającego od dekad szóstego wymierania planetarnego.

Proponowane „rozwiązania” (wychwytywanie i sekwestracja dwutlenku węgla [CCS], ulepszone wydobycie ropy [EOR], bioenergia z wychwytywaniem i sekwestracją dwutlenku węgla [BECCS], opłaty za usługi ekosystemu, energia jądrowa i in.) są zabójcze dla dewastowanej planety, zwraca uwagę Cory Morningstar. Mają one wyrwać ze stagnacji gospodarkę kapitalistyczną, która nie przetrwa bez nowych rynków – nowego wzrostu. Na naszych oczach powstaje mechanizm przejęcia około 90 bilionów dolarów na nowe inwestycje i infrastrukturę. Na naszych oczach tworzony jest – i finansowany – prawdopodobnie największy w historii eksperyment zmiany zachowań na skalę globalną. Kto i jakie czynniki zdecydują o ich formie? Jest to pytanie retoryczne. Znamy odpowiedź: biali mężczyźni-wybawcy z Zachodu, którzy narzucając wszystkim swój system, zafundowali światu ekologiczny/egzystencjalny koszmar.

Kolejne z serii badań zanalizowało zieloną politykę wyrażoną w raportach Banku Światowego, Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) i Programu Środowiskowego ONZ. Autorzy z Uniwersytetu Londyńskiego i Uniwersytetu Autonomicznego w Barcelonie przetestowali teorię „ekologicznego wzrostu” w świetle istniejących dowodów empirycznych oraz modeli zależności między PKB a śladem materiałowym i emisjami dwutlenku węgla. Pracę pt. Czy zielony wzrost jest możliwy? opublikowało 17 kwietnia 2019 r. czasopismo New Political Economy. Jej wyniki pokazują, że całkowite oddzielenie wzrostu gospodarczego od zużycia surowców i emisji CO2, czyli eksterminacji ziemskiego życia, jest w skali globalnej fizycznie niemożliwe nawet w wysoce optymistycznych (tzn. nierealistycznych) warunkach. Cele Zrównoważonego Rozwoju są fikcją.

W styczniu 2019 r. ponad 3500 ekonomistów podpisało się pod deklaracją uznającą wzrost gospodarczy za absolutny priorytet.

Jeśli uzna Pani/Pan moją pracę za wartościową i zasługującą na symboliczne wsparcie, proszę rozważyć możliwość zostania moim Patronem. Dziękuję.

Tłum. exignorant

Ten wpis został opublikowany w kategorii Gospodarka, finanse, surowce i energia, Wymieranie gatunków. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.