IPCC w krainie La La

Instytucje „systemu operacyjnego” cywilizacji przemysłowej zerwały kontakt z rzeczywistością. Dramatycznym tego przykładem jest raport Międzyrządowego Zespołu ds. Zmiany Klimatu (Intergovernmental Panel on Climate Change – IPCC) przygotowany przez 91 autorów i recenzentów z 40 krajów, opublikowany 8 października 2018 r. IPCC to organ ONZ, który dokonuje syntezy odkryć z zakresu klimatologii.

Kilka dni przed ogłoszeniem wyników Paul Beckwithbadacz systemu klimatycznego planety, ekspert od nagłych zmian klimatycznych (paleoklimatologia) i wykładowca na Uniwersytecie Ottawskim (klimatologia) – podzielił się taką oto refleksją: Nowy raport IPCC zaskoczy wiele osób opisem poważnej sytuacji, ale wzorem poprzednich edycji nie powie do końca, jaka jest rzeczywistość. Ludzie nie dowiedzą się z niego, co tak naprawdę się dzieje. Autorzy prześwietlają każdą linijkę tekstu, roztrząsają wydźwięk każdego słowa i sprzeczają się, jak mocnych sformułowań mogą użyć. Wyobraź sobie obrady komitetu, który o tym decyduje. Czy to nie absurdalne? Cały proces tworzenia dokumentu jest niedorzeczny i popsuty. Jaki sens ma publikowanie go co 5-7 lat? Potrzebujemy aktualizacji co miesiąc, by uzyskać faktyczny obraz tempa przeobrażeń i dać decydentom szansę na przygotowanie stosownej reakcji. Tymczasem prezentowane wnioski są spóźnione. Od lat apeluję o podjęcie działań naprawczych. Raporty powinny być opracowywane rokrocznie. Nie muszą mieć tysięcy stron. Wystarczy, że skoncentrują się na tym, co uległo zmianie od ostatniego wydania. Mogą przedstawiać chociażby wyniki badań, które dowodzą, że coś przebiega szybciej, niż oczekiwano. Opinia publiczna nie przywiązuje do sprawozdań IPCC większej wagi, ponieważ po ich upublicznieniu – i kilku prasowych artykułach – każdy wraca do rutyny i zbiorowego udawania, że mamy czas, wszystko jest w porządku etc. Jesteśmy świadkami nagłej zmiany klimatu. Powinniśmy ogłosić globalny stan wyjątkowy.

Oczywiście IPCC podał formułę remedium na łagodną, liniową zmianę klimatu: bezzwłoczne wyczarowanie nowego systemu energetycznego oraz przemysłu technologii wysysających dwutlenek węgla z atmosfery. O finansowanie tych inwestycji, bezprecedensowych w dziejach cywilizacji, zadba wzrost gospodarczy. Nawet gdyby miały one rację bytu, ich realizacja nie opuściłaby sfery fantazji.

Zielonej rewolucji energetycznej nie będzie. Mimo zwiększających się nakładów na energię „odnawialną”, na przestrzeni ostatnich dwóch dekad nie nastąpiła praktycznie żadna korekta proporcji koszyka paliwowego. Udział paliw niekopalnych był w 2017 r. nawet mniejszy niż 20 lat temu. Wykorzystanie syntezy termojądrowej do powszechnego generowania energii sieciowej mogłoby nastąpić dopiero w XXII w.

Przy obecnym tempie, w jakim wdrażane są alternatywne źródła zasilania, transformacja systemu energetycznego zajęłaby prawie cztery stulecia.

Odpowiednia technologia i globalna infrastruktura, które pozwoliłyby uzyskać tzw. „emisje ujemne”, czyli usunąć dwutlenek węgla z atmosfery (CDR – Carbon Dioxide Removal) lub wychwycić go i poddać sekwestracji (CCS – Carbon Capture and Sequestration), nie istnieją i nie powstaną w krótkim terminie.

Techniki inżynierii klimatycznej nie uporałyby się nawet z liniową zmianą klimatu. Do takiej konkluzji doszła Amerykańska Narodowa Akademia Nauk (raport z 10 lutego 2015) i Europejska Interdyscyplinarna Ocena Inżynierii Klimatycznej (raport z 16 lipca 2015). Zastosowanie metod zarządzania promieniowaniem słonecznym (SRM – Solar Radiation Management), czyli odbicia promieniowania słonecznego z powrotem w kosmos, spowodowałoby globalną klęskę nieurodzaju: praca badawcza zamieszczona 8 sierpnia 2018 w Nature wykazała, iż SRM nie wyeliminuje zagrożenia, jakim dla rolnictwa i bezpieczeństwa żywnościowego jest ocieplenie ziemskiej atmosfery.

Nowy, oplatający Ziemię przemysł CDR+CCS+SRM musiałby być kilkakrotnie większy od obecnego przemysłu paliw kopalnych. Jego zbudowanie wymagałaby zużycia niebywałej ilości energii (niedostępnej ze względu na naciski deflacyjne i termodynamiczny upadek ropy naftowej), pochłonęłaby mnóstwo zasobów naturalnych (z wodą włącznie), uwolniła niezliczone miliardy ton CO2 i przyspieszyła zagładę gatunków.

Kompletne odłączenie PKB (tj. wzrostu gospodarczego) od eksploatacji surowców naturalnych i masowej destrukcji ekosystemów jest w skali globalnej niewykonalne – nawet w optymalnych warunkach. Tak brzmi jednoznaczny wyrok sformułowany na podstawie badań empirycznych przeprowadzonych m.in. przez ONZ.

Cywilizacja przemysłowa wiecznego wzrostu jest silnikiem cieplnym. Ten niezaprzeczalny fakt udowodniła analiza oparta na prawach termodynamiki. Emisje dwutlenku węgla będą przyspieszać, gdyż systemowe zużycie energii „jest dzisiaj wynikiem przeszłej produktywności gospodarczej społeczeństwa”. W 2017 r. wzrosły one o 2%. Wstępne dane pokazują, że kolejny rekord padnie w 2018 r.

Raport o stanie klimatu z 2014 r., bazujący na dociekaniach 413 uczonych z 58 krajów, stwierdził, iż ocieplenia oceanów nie da się zatrzymać, a jego skutki będą odczuwalne przez wiele stuleci. W badaniu opublikowanym rok później na łamach Nature Climate Change niemieccy eksperci dowiedli, że nawet oczyszczenie atmosfery z ogromnych ilości CO2 nie uratowałoby Wszechoceanu  pozostałyby on cieplejszy i bardziej zakwaszony przez tysiące lat. Ocieplenie mórz ostatecznie tworzy mechanizm zabijania, który nie ma sobie równych w historii Ziemi. Wielkie asteroidy, promieniowanie gamma, trzęsienia ziemi, tsunami, wulkanizm – żadne z tych zjawisk nie zdołało wyniszczyć planetarnego życia w stopniu, w jakim dokonywał tego wzrost temperatury wód oceanicznych.

IPCC przekazał opinii światowej, iż Ziemia ogrzała się od epoki przedprzemysłowej o 1°C, zaś cywilizacja globalna ma czas – mniej więcej 12 lat – oraz możliwości, by „ograniczyć rozmiary katastrofy klimatycznej”; zatrzymać dalszy wzrost średniej temperatury planety i zapobiec przekroczeniu pułapu groźnego (1,5°C) i katastrofalnego (2°C). Zapewnienia te są kłamliwe.

W swoim inauguracyjnym raporcie z 1990 r. IPCC za początek rewolucji industrialnej przyjął 1750 r. Pierwsze szacunki globalnego ocieplenia obejmowały okres od połowy XVIII w. do lat 80. XX w. W najnowszej ocenie pomiarowym punktem wyjścia uczyniono 1880 r. Dzięki temu „nieuczciwemu” zabiegowi naukowcy zespołu zapewniają społeczeństwa, że dotychczasowa eskalacja globalnego ocieplenia osiągnęła 1°C. Tak naprawdę średnia temperatura planety przekroczyła limit 1,5°C w lutym 2016 r.

Pułapem niebezpiecznym jest w istocie 1°C. Grupa Doradcza Narodów Zjednoczonych ds. Gazów Cieplarnianych ostrzegła w 1990 r., iż „wzrost temperatury powyżej 1°C może wywołać szybkie, nieprzewidywalne i nieliniowe reakcje [tj. dodatnie sprzężenia zwrotne], które mogą prowadzić do rozległych uszkodzeń ekosystemu”. Punkty krytyczne zostały przekroczone: literatura badawcza zidentyfikowała do tej pory kilkadziesiąt aktywnych, wzmacniających się nawzajem dodatnich sprzężeń zwrotnych. Potęgują one ocieplenie, wytrącają cyrkulacje klimatyczne ze stanu równowagi. Gdy te symptomy stają się zauważalne, jest już za późno, by je cofnąć. Świadczą one o wykładniczej, nagłej zmianie klimatu. Koncepcja tego niszczycielskiego fenomenu – rozgrywającego się na przestrzeni lat lub dekad – jest dobrze znana z zapisów paleoklimatycznych. IPCC całkowicie ją zignorował. Dlaczego? Powodem jest to, że nie potrafimy modelować nagłych zmian klimatu. Może wydawać się wręcz niewyobrażalne, że te decydujące przeobrażenia zostały pominięte w polityce klimatycznej, ale właśnie tak działa kultura konsensusu naukowego, wyjaśnia Bruce Melton.

W czerwcu 1989 r. Program Środowiskowy ONZ alarmował, że „rządy mają 10 lat na rozwiązanie problemu efektu cieplarnianego, zanim wymknie się ludzkiej kontroli”.

Badacze, którzy uwzględniają wpływ dodatnich sprzężeń zwrotnych i śledzą wydarzenia w Arktyce, za prawdopodobny uznają wzrost średniej temperatury planety o około 10°C w ciągu ośmiu lat. Oto składowe ich kalkulacji:

1. W lutym 2016 średnia temperatura Ziemi przekroczyła średnią z 1900 r. o 1,62°C.
2. Ustalono, że od 1750 r. do 1900 r. wartość średniej temperatury globalnej wzrosła o 0,3°C.
3. Dwutlenek węgla wyemitowany w okresie 2016-2026 może podwyższyć temperaturę globalną o co najmniej 0,5°C.
4. Zanik maskującego efektu aerozoli przemysłowych, będące konsekwencją załamania gospodarki, może dodać 2,5°C.
5. Zmiany albedo w Arktyce – m.in. spowodowane topnieniem lodu morskiego – mogą być odpowiedzialne za kolejne 1,6°C.
6. Emisje metanu z dna Oceanu Arktycznego mogą ogrzać atmosferę o 1,1°C.
7. Dodatnie sprzężenie zwrotne pary wodnej może dołożyć 2,1°C.
8. Pozostałe dodatnie sprzężenia zwrotne mogą podnieść poziom ocieplenia o 0,3°C.

Międzynarodowa Agencja Energetyczna (International Energy Agency) zapowiada skok temperatury o co najmniej 6°C przed 2050 r. Według doniesień z 27 października 2017 analitycy koncernu Shell i BP spodziewają się, że do połowy wieku Ziemia będzie cieplejsza nawet o 5°C. Dokumenty firmowe pozyskane podczas nagrodzonego Pulitzerem dochodzenia dziennikarskiego ujawniły, iż w latach 70. i 80. przemysł naftowy dysponował najlepszymi modelami klimatycznymi – przewyższały one symulacje opracowane przez społeczność naukową.

Co dla planety i jej mieszkańców oznacza gwałtowne – trwające lata lub dziesięciolecia – ocieplenie o 4°C?

Clive Hamilton, autor książki „Requiem dla gatunku: Dlaczego opieramy się prawdzie o zmianie klimatu”, wspomina: Nikt nie chciał myśleć, koncentrować uwagi na konsekwencjach świata cieplejszego o 4°C. Było to zbyt przerażające. I nikt o tym nie mówił. Po pewnym czasie kilkoro naukowców powiedziało: ‚Zorganizujmy konferencję i porozmawiamy na ten temat’. Spotkanie odbyło się w Oksfordzie i wziąłem w nim udział. Podczas dyskusji panowało coś w rodzaju tłumionego emocjonalnego napięcia. Wyjątkiem były przerwy na kawę. Skorzystałem więc z okazji, by dopaść kilkoro uczestników i zapytać: ‚Wiecie, że spekulujemy, ale co tak naprawdę sądzicie o tej sytuacji?’ Jeden z nich po prostu na mnie spojrzał i odparł: ‚Mamy przej…ne’.

Jeżeli szczery rozmówca jest biologiem ewolucyjnym, badającym zależności między klimatem i przetrwaniem gatunków, to w swoim krótkim stwierdzeniu zawarł następujące przesłanie: Większość złożonego życia planety wyginie, w tym Homo sapiens. Wszyscy jesteśmy w hospicjum.

Dr Andrew Glikson z Australijskiego Uniwersytetu Narodowego jest znawcą systemu Ziemi i klimatu. Po zestawieniu danych paleoklimatologicznych z wynikami ostatnich obserwacji i analiz sformułował 6 sierpnia 2019 r. następujący wniosek: Tempo globalnego ocieplenia jest zaniżane w stopniu dramatycznym. Podczas gdy świat nieprzerwanie zwiększa emisje dwutlenku węgla (w 2018 r. osiągnęły rekordowy poziom 33,1 miliardów ton), atmosferyczne koncentracje gazów cieplarnianych przekraczają już 560 ppm (części na milion) ekwiwalentu CO2 (przy uwzględnieniu metanu i tlenku azotu). Pułap ten znajduje się poza progiem stabilności pokrywy lodowej Grenlandii i Antarktydy. Termin „zmiana klimatu” nie jest adekwatny, ponieważ przyspieszające od 70 lat przeobrażenia systemu atmosferyczno-oceanicznego są w wymiarze geologicznym katastrofą nagłą. Stanowi ona śmiertelne zagrożenie dla przyrody i cywilizacji. Ignorując to, co mówi nauka, elity władzy sprawują nadzór nad szóstym wielkim wymieraniem gatunków, w tym ludzkości.


IPCC spełnił oczekiwania rządu USA

W połowie lat 80. stałem na czele programu badań nad atmosferą w Funduszu Obrony Środowiska.wspomina w artykule z 2007 r. Michael Oppenheimer z Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Princeton. Byłem głęboko zaniepokojony kwestią klimatu, ale nie byłem pewien, jak należało zainteresować nią rząd.

W październiku 1985 r. ONZ sponsorowała międzynarodowe spotkanie naukowców dotyczące zmiany klimatu, które odbyło się w austriackim Villach. Jego podsumowanie brzmiało: rosnące koncentracje gazów cieplarnianych mogą spowodować historyczny wzrost temperatury globalnej. Był to pierwszy międzynarodowy konsensus badawczy i tym samym ważny punkt zwrotny. Postawiono też kluczowe pytanie: Czy ta obawa środowiska naukowego może przełożyć się na działania rządowe na całym świecie?

Ażeby na nie odpowiedzieć Program Środowiskowy ONZ (UNEP), Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) i Międzynarodowy Komitet Związków Naukowych utworzyły panel ekspercki o nazwie Grupa Doradcza ds. Gazów Cieplarnianych (Advisory Group on Greenhouse Gases – AGGG). Bodaj największym osiągnięciem AGGG było zapewnienie oficjalnego patronatu aktywistycznej grupie ekspertów, w tym George’owi Woodwellowi, Billowi Clarkowi, Gordonowi Goodmanowi, Jill Jaeger i mnie.

Powinniśmy być bardzo zaniepokojeni, ponieważ modele IPCC nie są wystarczająco dobre. – alarmuje dopiero w 2021 r. Julia Slingo z MetOffice, narodowego serwisu meteorologicznego Wielkiej Brytanii.

Nasza grupa miała nadzieję, że zdoła zaangażować rządzących i opinię publiczną w wydarzenia, których kulminacją będzie „konwencja ramowa”; rodzaj traktatu sugerowanego przez uczestników konferencji w Villach. W tym celu zorganizowaliśmy lub zaplanowaliśmy serię zjazdów naukowych i politycznych w latach 1987–1990. Należała do nich widoczna w mediach Światowa Konferencja ws. Zmieniającej się Atmosfery – odbyła się latem 1988 roku w Toronto, a sfinansował ją rząd kanadyjski.

W owym czasie publiczne zaniepokojenie zmianą klimatu w Stanach Zjednoczonych rosło z wielu powodów – w 1988 roku amerykańskie lato było upalne; w niektórych częściach kraju panowała susza; w kongresowym wystąpieniu James Hansen z NASA opowiedział o niepodważalnym wpływie cywilizacji na klimat; nie brakowało też doniesień o szeregu niepowiązanych, ale istotnych problemów środowiskowych – jednym z nich była dziura ozonowa. Inne grupy w USA i za granicą podobnie jak my wywierały presję, by zainicjowano przedsięwzięcia związane z klimatem.

Po sympozjum w Villach dr Moustafa Tolba, szef UNEP, napisał do ówczesnego sekretarza stanu USA George’a Schultza o konieczności podjęcia międzynarodowych kroków w związku z globalnym ociepleniem. Doprowadziło to do dyskusji w Waszyngtonie, WMO i UNEP. Rząd Stanów Zjednoczonych zdecydował, iż w pierwszej kolejności poprze ocenę sytuacji klimatycznej dokonaną przez międzyrządowy panel naukowy. Pod koniec 1988 roku powstał Międzyrządowy Zespół ds. Zmiany Klimatu (International Panel on Climate Change – IPCC). Pierwszym jego przewodniczącym został szwedzki klimatolog Bert Bolin. Na jego zastępcę wybrano badacza atmosfery Boba Watsona, który pomógł opracować proces rozpoznania problemu zubożenia warstwy ozonowej, na którym częściowo wzorował się IPCC.

Wsparcie USA było prawdopodobnie kluczowe dla powstania IPCC. Dlaczego rząd amerykański go udzielił? Podsekretarz stanu Bill Nitze napisał do mnie kilka lat później, że w znaczącym stopniu przyczyniły się do tego wysiłki naszej grupy. Poza tym politycy uznali, że organ będzie sposobem na to, by uniemożliwić stymulowanemu przeze mnie i moich kolegów aktywizmowi przejęcie kontroli nad programem politycznym. Podejrzewam, że administracja Reagana uważała, iż większość naukowców nie była aktywistami, a więc zanim wyciągnęłaby wnioski co do skali zagrożenia, minęłyby długie lata. I nawet wtedy prawdopodobnie nie potrafiłaby ich wyrazić zrozumiałym językiem.


Panel spełnił oczekiwania Białego Domu: badanie opublikowane w marcu 2019 r. w BioScience ujawniło, że język używany przez Międzyrządowy Zespół ds. Zmiany Klimatu (IPCC) cechuje przesadna niepewność, a zatem zagrożenia związane z zaburzeniem systemu klimatycznego są znacznie większe, niż sugerują to raporty panelu ONZ.


Raport IPCC z 2021 r. z premedytacją przesłania realia nieodwracalnej nagłej zmiany klimatu

Jak wyjaśnia analityk klimatyczny Sam Carana, najnowszy Raport I Grupy Roboczej, który stanowi wkład w Szósty Raport IPCC (AR6), wciąż stara się przesłonić rzeczywistość horroru, który ogarnia Ziemię. Wystarczy zwrócić uwagę na kluczowy jej aspekt: podobnie jak w przypadku SR1.5, za początek pomiaru cywilizacyjnego ocieplenia planety zespół przyjmuje lata 1850–1900 i tym samym sztucznie zaniża jego poziom. Nie jest to epoka przedprzemysłowa, której uwzględnienia domagało się porozumienie paryskie. – pisze Carana.

W latach 1850–1900 zwiększenie liczby zwierząt gospodarskich, wycinka lasów i spalanie drewna spowodowały skok emisji sadzy, węgla brunatnego, pyłu, metanu i tlenku węgla. Przed nadejściem XX wieku wpływ aerozoli siarkowych związanych z eksploatacją paliw kopalnych był niewielki. Trendy poprowadzone od tego przedziału czasowego są w oczywisty sposób bardziej płaskie od tych, które zaczynają się od epoki preindustrialnej, a nawet pierwszej dekady XX wieku. IPCC zdaje się twierdzić, że istnieje 50% szansa na przekroczenie 1,5°C do 2030 r. Wygląda to na celowy zabieg, który ma wzmocnić wrażenie, iż pozostało wystarczająco dużo budżetu węglowego, aby państwa i korporacje mogły zanieczyszczać atmosferę przez kolejną dekadę lub dłużej.

IPCC mógł sformułować konkluzję, że budżetu węglowego nie ma od dawna, zaś próg 1,5°C został już przekroczony. Według danych NASA obejmujących stulecie od 1920 do 2020 r. wzrost średniej temperatury Ziemi wyniósł 1,29°C. Wynik ten również jest zaniżony: anomalie polarne dodały w tym czasie +0,1°C, z kolei powierzchnia Wszechoceanu ogrzała się o +0,1°C. Nawet otrzymana po korekcie wartość ∼1,5°C nie odzwierciedla całkowitego ocieplenia od czasów przedprzemysłowych. IPCC najpierw nadmienia, że od 1750 do 1850–1900 temperatura powierzchni globu podniosła się o +0,3°C, by potem zignorować ten fakt i za pomiarowy punkt wyjścia obrać 1850–1900. Panel sięga też po sezonowe temperatury przed 1750 r., co stwarza pozór, iż ocieplenia wówczas nie było. Tymczasem uzasadnionym jest dodanie +0,29°C (3480 p.n.e.–1520) i dalszych +0,2°C (1520–1750). Po zsumowaniu okazuje się, że w porównaniu z okresem preindustrialnym Ziemia jest dzisiaj cieplejsza o 2,28°C.


Tak naprawdę nie ma już znaczenia, o jaką wartość ogrzała się od 1750 r. planeta, bo uruchomiliśmy dziesiątki dodatnich sprzężeń zwrotnych i wywołaliśmy wielkie wymieranie. Zajmowanie nas liczbami ma skutecznie odwracać uwagę od kwestii najważniejszej: bezprecedensowego w historii Ziemi tempa zmiany środowiskowej. To ono jest wyrokiem dla nas i planetarnego życia.

Dr Guy R. McPherson, profesor emeritus zasobów naturalnych, ekologii i biologii ewolucyjnej Uniwersytetu w Arizonie.


Zawrócenie z obranego kursu kolizyjnego nie było możliwe

Zasadniczo można obsługiwać gospodarkę bez paliw kopalnych. Zasadniczo można zmienić położenie kontynentów tak, aby Europa była na biegunie południowym. I jedno, i drugie nie zdarzy się. Znaczenie nadrzędne ma ścieżka, którą się zdąża. Poza tym wprowadzenie niezbędnej drastycznej redukcji konsumpcji w krajach wysoko uprzemysłowionych byłoby politycznym wyrokiem śmierci – rządy, które ogłosiłyby taki program, zostałyby odsunięte od władzy.

Dr Timothy Garrett, profesor nauk o atmosferze na Uniwersytecie Utah, autor serii termoekonomicznych analiz cywilizacji industrialnej.

Nasze społeczeństwo wpadło w rwące bystrza, czego przykładem jest zmiana klimatu. W pewnym okresie mieliśmy sposobność, by w jakimś stopniu wpłynąć na przyszły klimat poprzez decyzje dotyczące wykorzystania paliw kopalnych. Czas ten minął. W zmianie klimatu coraz bardziej dominującą rolę odgrywa seria dodatnich sprzężeń zwrotnych – takich jak cykl metanu i topnienie arktycznej pokrywy lodowej – które są poza kontrolą człowieka. Stały się one czynnikami napędowymi systemu klimatycznego. Czynnikami tymi nie są ludzie usiłujący uzgodnić podczas wspólnych posiedzeń, który z kilku prawdopodobnych rezultatów preferują najbardziej.

Prof. Dennis Meadows, były dyrektor Instytutu Nauk Strategicznych i Społecznych Uniwersytetu New Hampshire, główny autor pracy badawczej Instytutu Technologicznego w Massachusetts pt. Granice wzrostu (1972 r.).


Wpis powiązany tematycznie: Krótka historia bezpiecznego limitu

Jeśli jest Pani/Pan subskrybentem/stałym czytelnikiem bloga i uznaje moją pracę za wartościową i zasługującą na symboliczne wsparcie, proszę rozważyć możliwość zostania moim Patronem już za 5 zł miesięcznie. Dziękuję.

Oprac. exignorant

Ten wpis został opublikowany w kategorii Klimat. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.