„Mój lęk budzi to, że przerażające trendy, które pojawiły się w (przedwojennej) Europie, zaczynają uwidaczniać się obecnie w samym Izraelu. W związku ze wspomnieniami o Holokauście najbardziej niepokoi uświadomienie, iż oznaki odrażających procesów, które miały miejsce w Europie, a zwłaszcza w Niemczech, 70, 80 i 90 lat temu, rozpoznajemy pośród nas w 2016 roku. Według mnie Holokaust musi skłonić do głębokiej refleksji na temat odpowiedzialności naszego przywództwa i jakości naszego społeczeństwa. Musi ona doprowadzić do powtórnej, fundamentalnej analizy naszego postępowania wobec ‚innych’. Najprostsze jest zastraszanie i nawoływanie do wojny. Najprostsze jest okrucieństwo, amoralność i bigoteria”.
Generał dywizji Yair Golan, zastępca szefa Sztabu Generalnego armii Izraela (Dzień pamięci o Holokauście, 2016)
→ W dniu 30 marca 2018 na palestyńskich Terytoriach Okupowanych rozpoczęły się obchody „Dnia ziemi”. Przed 42 laty izraelscy żołnierze zabili sześciu młodych ludzi protestujących w Galilei przeciwko izraelskiej polityce wysiedlania Palestyńczyków z ich historycznych krain, aby zrobić miejsce dla osiedli żydowskich. Tegoroczne manifestacje upamiętniające to zdarzenie są częścią planowanej sześciotygodniowej społecznej mobilizacji, która zakończy się 15 maja, w 70. rocznicę „Dnia Nakby”, czyli katastrofy. W 1948 roku około 750 000 Palestyńczyków zostało wyrzuconych z domów po oficjalnym utworzeniu państwa Izrael. Protesty i wiece pod nazwą „Wielkiego Marszu Powrotu” odbywają się w Strefie Gazy, na Zachodnim Brzegu Jordanu, a także w Izraelu. Pochody solidarności są organizowane na całym świecie.
Izraelskie wojsko strzela w tym roku do nieuzbrojonych palestyńskich demonstrantów. Zginęły już 45 osób. Prawie połowa ofiar to nastoletnia młodzież. Rany odniosło blisko 7000 Palestyńczyków.
Artykuł Mehdi Hasana z The Intercept, 2 kwietnia 2018.
„Skoro koncepcję interwencji inspirują uniwersalne prawa człowieka, dlaczego ludzie, którzy określają siebie mianem liberalnych interwencjonistów, nigdy nie pisną nawet słówka o interwencji w obronie Palestyńczyków?”
Pytanie to zadałem Bernardowi-Henri Lévy’emu, francuskiemu filozofowi, pisarzowi i orędownikowi liberalnego (inaczej humanitarnego) interwencjonizmu, w moim programie z 2013 roku.
Zazwyczaj elokwentny intelektualista miał poważne problemy z udzieleniem odpowiedzi na to pytanie. Sytuacja w Palestynie „nie jest taka sama” jak w Syrii i „nie ma tam dobrych ludzi po jednej stronie i złych po przeciwnej”, odparł. O Izraelskich Siłach Obronnych (IDF) powiedział kiedyś, że „nigdy nie widział tak demokratycznej armii, która zadaje sobie tyle moralnych pytań”.
Przypomniałem sobie o tej rozmowie w miniony weekend, gdy oglądałem z przerażeniem, jak „demokratyczna armia” Izraela strzela do nieuzbrojonych palestyńskich demonstrantów na granicy Gazy. Ile „moralnych pytań” zadawali sobie izraelscy snajperzy, zastanawiałem się, zanim zastrzelili z zimną krwią uchodźców z Gazanu za to, że odważnie domagali się powrotu do swoich domów w obrębie Zielonej Linii?
W piątek IDF postrzeliły ostrą amunicją ponad 1 000 osób. Śmierć poniosło 17 z nich. Jednak rzecznik IDF chełpił się tym, że izraelskie oddziały „przybyły przygotowane” i „wszystko przebiegło precyzyjnie. Wiemy, w co trafiła każda kula”. W niedzielę agresywny minister obrony Izraela Avigdor Lieberman zdecydowanie odrzucił apele Unii Europejskiej i Organizacji Narodów Zjednoczonych o niezależne śledztwo w sprawie użycia przemocy i stanowczo stwierdził, iż „żołnierze zasługują na pochwałę”.
Żeby było jasne: wojska izraelskie będą nadal mordować i okaleczać Palestyńczyków, podczas gdy rząd izraelski gwarantuje, że ich działania będą bezkarne. Gdzie jest głośny sprzeciw liberalnych interwencjonistów z Zachodu? Gdzie jest pan Lévy, kiedy setki Palestyńczyków stają się tarczami strzelniczymi w 2018 roku?
Gdzie są nawoływania byłego premiera Wielkiej Brytanii Tony’ego Blaira – który w swoim przemówieniu wygłoszonym w 1999 roku w Chicago bronił koncepcji „sprawiedliwej wojny”, a „doktrynę społeczności międzynarodowej” uczynił kluczowym mottem liberalnych interwencjonistów – do wprowadzenia „zakazu lotów” nad Strefą Gazy? Dlaczego ów żałobnik i gościnny mówca podczas pogrzebu Ariela Szarona nie ma nic do powiedzenia na temat rosnącej liczby pogrzebów palestyńskich?
Gdzie jest moralne oburzenie byłej amerykańskiej ambasador przy ONZ Samanthy Power – słynnej zwolenniczki interwencji humanitarnych, nagrodzonej Pulitzerem za książkę „Problem z piekła rodem”, na kartach której ubolewała nad bezczynnością USA w Rwandzie – na samą liczbę bezbronnych Palestyńczyków, których zabito i raniono w ostatnich dniach? Autorka znajduje chwilę, by na Twitterze podzielić się fotografiami słonia i lwiątka, ale nie ma czasu na kilkuzdaniowe oświadczenie o przemocy w Gazie?
Gdzie jest żądanie kanadyjskiego akademika i polityka Michaela Ignatieffa – który niegdyś był jednym z najdonośniejszych głosów na rzecz doktryny tzw. „odpowiedzialności za ochronę” – dotyczące rozmieszczenia sił pokojowych na Terytoriach Okupowanych?
Gdzie są pełne sprawiedliwego gniewu artykuły redakcyjne Nicholasa Kristofa z New York Timesa, Richarda Cohena z Washington Post, czy Davida Aaronovitcha z The Times of London żądające podjęcia konkretnych kroków przeciwko osobom naruszającym prawa człowieka w szeregach IDF?
Gdzie jest odezwa byłej amerykańskiej sekretarz stanu i zagorzałej interwencjonistki Madeleine Albright w sprawie nałożenia gospodarczych i finansowych sankcji na państwo Izrael?→ Ani słowa o embargu na broń? Nic o zakazie podróży premiera Binjamina Netanjahu, ministra obrony Liebermana i szefa sztabu IDF, generała broni Gadiego Eizenkota?
Ich milczenie jest ogłuszające – i mówi bardzo wiele. Wygląda na to, że Palestyńczycy zostali tak dalece odczłowieczeni, że nie zasługują na humanitarną interwencję. Ich krew jest tania. Ich los jest pozbawiony znaczenia. Ich zabójcy są naszymi przyjaciółmi. I to liczy się najbardziej.
Czy powinniśmy być zaskoczeni? Nie po raz pierwszy członkowie liberalnej brygady interwencyjnej bezwstydnie zignorowali tragiczną śmierć niewinnych Palestyńczyków.
Przed rozpoczęciem „Drugiej Intifady”, w marcu 2001 roku, kiedy w Palestynie szybko rosła liczba ofiar śmiertelnych, Rada Bezpieczeństwa ONZ zaproponowała rezolucję, która „ustanowiłaby odpowiedni mechanizm ochrony palestyńskiej ludności cywilnej obejmujący obecność obserwatorów ONZ” na obszarze Terytoriów Okupowanych. Jednak Stany Zjednoczone, reprezentowane przez administrację George’a W. Busha, zawetowały tę rezolucję. Jaka była reakcja amerykańskich liberałów? Nikt nie otworzył ust.
Latem 2014 roku izraelskie siły powietrzne – po raz trzeci w ciągu sześciu lat – uderzyły w Strefę Gazy, zrzucając bomby na szkoły, szpitale i budynki mieszkalne, zabijając ponad 1 500 palestyńskich cywilów – w tym 500 dzieci. Jakie było stanowisko sekretarz stanu Hillary Clinton (która później poparła wprowadzenie „zakazu lotów” nad Syrią i tym samym zniszczenie kraju)? „Hamas sprowokował kolejny atak”, zaś „Izrael ma prawo do obrony”. Jaka była reakcja jej ideologicznych koleżanek i kolegów? Większość liberałów nabrała wody w usta.
Rok 2018: 17 zabitych i 1 400 rannych. Internet obiegają nagrania, w których izraelscy żołnierze – uzbrojeni i finansowani przez amerykańskich podatników – strzelają w plecy uciekającym Palestyńczykom. Na Twitterze i innych platformach ponownie próżno szukać komentarzy liderów Partii Demokratycznej. Swój opór liberalni demokraci rezerwują dla administracji Trumpa i tzw. alternatywnej prawicy (ang. AltRight), a nie dla najdłuższej, nielegalnej wojskowej okupacji na świecie.
Ta moralna ślepota, na którą cierpi tak wielu liberałów i postępowców w Stanach Zjednoczonych, nigdy nie przestaje mnie zadziwiać i budzić mojego obrzydzenia. Jak pisze izraelski pisarz i ekonomista Abraham Gutman: „Ten martwy punkt jest tak wyraźny, że stworzył zupełnie nowy typ postępowca – PWP, czyli Progresywny-z-Wyjątkiem-Palestyny. PWP jest przerażony nominacją Jeffa Sessionsa na prokuratora generalnego, ale skłonny jest argumentować za zniuansowanym poparciem dla rządu Izraela, w którego skład wchodzi Ayelet Shaked; pani minister sprawiedliwości w opublikowanym na Facebooku artykule nazywa palestyńskie dzieci ‚małymi wężami’”.
Takie są realia. PWP głośno potępi bigoterię i natywizm Partii Republikańskiej w Stanach Zjednoczonych oraz nieprzerwaną segregację i rasizm na Dalekim Południu, jednocześnie odwracając wzrok od bezczelnego rasizmu rządu Izraela i praktykowanego przezeń apartheidu na Terytoriach Okupowanych.
PWP zwalcza Trumpa i jego wojowniczych sługusów, ale oklaskuje na baczność Netanjahu lub uśmiecha się szeroko na wspólnych fotografiach z Liebermanem – chociaż podobieństwa między administracjami Trumpa i Netanjahu doczekały się wszechstronnego udokumentowania.
PWP, który jest dumnym wyznawcą liberalnego interwencjonizmu, poprze wojskowe interwencje niemal w każdym miejscu na Ziemi z wyłączeniem Terytoriów Okupowanych. Jego serce krwawi dla Syryjczyków, Libijczyków, Afgańczyków, Irakijczyków, Ruandyjczyków, mieszkańców Kosowa, ale nie dla Palestyńczyków.
Nie przeprowadzam tu ćwiczenia z zakresu „tu quoque”; chodzi mi o zwrócenie uwagi na rażące podwójne standardy i moralną hipokryzję. W kwestii palestyńskiej liberalni interwencjoniści, którzy są „Progresywni-z-Wyjątkiem-Palestyny”, czerpią z podręcznika Trumpa, gdy cynicznie obwiniają „obie strony” za przemoc. Twierdzą, że śmierć palestyńska jest konsekwencją „starć” i „konfrontacji”. Tymczasem rzeczywistość jest taka, że jedna strona jest okupantem, a druga okupowanym; jedna strona ma rakiety i karabiny maszynowe, a druga ma kamienie i proce; jedna strona zabija, a druga umiera.
Nie ma innego wniosku: nieustająca, rażąca odmowa liberalnych interwencjonistów z Zachodu, by wyrazić konieczność zapewnienia ochrony okupowanym Palestyńczykom przed przemocą finansowaną przez państwo, przypomina o tym, jak moralnie zbankrutowany i cynicznie hipokryzyjny jest chwyt „liberalnej interwencji”.
→ Badanie przeprowadzone przez Fundusz Organizacji Narodów Zjednoczonych na rzecz Dzieci (UNICEF) ustaliło, że w latach 1991-1998 w wyniku sankcji nałożonych na Irak przez USA i Wielką Brytanię doszło do 500 000 „dodatkowych” zgonów irackich dzieci w wieku poniżej pięciu lat. Reporterka amerykańskiej stacji TV skonfrontowała z tą kwestią Madeleine Albright, panią ambasador USA przy ONZ, pytając ją, „Czy warto było zapłacić tę cenę?”. Albright odpowiedziała, „Uważamy, że cena była tego warta”. → Czytaj dalej
Tłumaczenie: exignorant